„[…] oglądając japońską telewizję, często ma się wrażenie, że jest to zestaw najbardziej zwichrowanych i ekstrawaganckich koncepcji producentów cierpiących na permanentne ADHD.” - tak w swojej książce pisze znany polski japonista i specjalista od reklamy, Rafał Tomański. Cytat ten niewątpliwie oddaje charakter wyspiarskiego advertisingu, który wręcz kipi od przekoloryzowanych, głośnych reklamówek.
Wejdziemy teraz na poziom bliżej nam znanej „japońskości” - mniej lub bardziej śmiesznych commerciali, które w Internecie od czasu do czasu robią furorę.
Wyobraźcie sobie reklamę, w której młody Brad Pitt jedzie autostradą na harleyu davidsonie, odwraca się w stronę kamery wykrzykując: „Let me ask you something! Do you like my ass? It is niiiiiice!”, po czym pada nazwa promowanej marki. Zresztą, nie musicie jej sobie wyobrażać – ja ją Wam nawet pokażę (wraz z całą kompilacją, która posłuży za cenny materiał badawczy).
Dlaczego Brad Pitt, gwiazda światowego formatu, postanowił powydurniać się przed japońskimi telewidzami w cyklu reklam jeansów Edwin? Poza oczywistym faktem, że takie wystąpienie najpewniej okazało się bardzo atrakcyjne finansowo, warto wspomnieć, że „naprawdę bardzo trudno znaleźć jest postać z pierwszych stron gazet, która nie dostała jeszcze możliwości dorobienia w Japonii, reklamując cokolwiek […]”.
To właśnie jest japandering – występowanie zachodnich (głównie amerykańskich) aktorów w japońskim przemyśle reklamowym (którzy po takiej przygodzie zyskują miano japanderów). Wydawać by się mogło, że nie różni się to zbyt znacząco od sytuacji na polskim podwórku i (przykładowo) serii reklamówek Banku WBK z aktorami takimi jak Danny DeVito czy John Cleese. Subtelna różnica pomiędzy japanderingiem a „polisheringiem” polega na tym, że hollywoodzkie gwiazdy decydują się reklamować swoją twarzą i nazwiskiem artykuły zupełnie nieznaczące, często przedmioty codziennego użytku, między innymi jogurty, ubranka dla dzieci, lody, napoje na ciepło i zimno, gumy do żucia, zupy w proszku, wędliny, maszynki do golenia. Moim absolutnym faworytem jest Dennis Hopper i jego „skarb” czyli żółta kaczuszka kąpielowa firmy Tsumura.
(source: www.allocine.fr) |
Japandering w swojej stylistyce i estetyce odbiega daleko od reklamówek, w jakich zwykliśmy oglądać znane nam gwiazdy – Brad Pitt z reklamy jeansów Edwin a perfum Chanel No 5 wydaje się być zupełnie inną postacią (pomijając oczywiście fakt, że jako japander był znacznie młodszy).
Lista japanderów jest naprawdę długa i wbrew pozorom, nie jest to zjawisko marginalne. Jackie Chan, Nicolas Cage, Britney Spears, Samuel L. Jackson, Nicole Kidman, Bob Harris, John Travolta, Arnold Schwarzenegger – to tylko niektórzy z odważnych. Szaleństwo zatrudniania amerykańskich gwiazd sięga swoją tradycją lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku i wydaje się mieć całkiem dobrze.
Jak pisze w swojej książce wcześniej wspomniany R. Tomański, pomimo całej telewizyjnej „głupawki”, zjawisko przynosi bardzo pozytywne efekty również dla amerykańskiego przemysłu filmowego. Hudson Hawk, film uważany za jedną z największych porażek kinematografii, przyciągnął do kin wielką publiczność właśnie w Japonii. Japończycy chcieli zobaczyć swojego ulubionego i znanego z wieku reklam Bruce'a Willisa nawet w tak nieudanej roli tytułowego bohatera. „Efekt” Hudson Hawka powtórzył się jeszcze wiele razy. Innym przykładem jest Milczenie owiec, które przez ponad 3 miesiące utrzymywało się w pierwszej dziesiątce tokijskiego box office, w dużej mierze za sprawą tego, że Jodie Foster była w tamtym czasie gwiazdą Hondy. Jak widać, korzyści z (wydawałoby się śmiesznego i wstydliwego) japanderingu odnoszą obie strony – japońska, jak i amerykańska. Dlatego, jeśli nie wiadomo, o co w czymś chodzi, to najczęściej chodzi o pieniądze – także i w tym przypadku sprawdza się to stare porzekadło.
Na zakończenie podrzucam Wam składankę kilku commerciali z udziałem japanderów.
A czy Wy znacie może jakieś śmieszne reklamy z udziałem zachodnich gwiazd? :)
źródła / sources:
1. Rafał Tomański, Tatami kontra krzesła. O Japończykach i Japonii., Warszawa, 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz