W roku 2007, znany krytyk zjawiska Web 2.0 - Andrew Keen - wydał książkę, która w Polsce
ukazała się pod tytułem: „Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę”. Jednym zdaniem, można by określić tę pozycję jako ostrzeżenie
przed niebezpieczeństwami idącymi za coraz szybszym rozwojem sieci. Zostawmy to przesłanie i skupmy się na bardzo ciekawym
aspekcie, który został poruszony przez Keena w rozdziale drugim. Na początku jednak, przyjrzyjmy się temu:
Reklama bardzo popularnej sieci supermarketów w USA. Pomysł ciekawy. Ale w pierwszej kolejności w oczy rzuca się fakt, że pod względem technicznym całość wypada dość słabo. Wygląda tak, jakby zrobił ją ktoś, kto tylko kilka razy w życiu trzymał w rękach kamerę.
I tak w istocie było.
Kierownictwo sieci Wal-Mart, zauważyło, że reklama wykonana
przez amatora jest surowsza, a co za tym idzie, wygląda prawdziwiej. I o wiele
lepiej działa na potencjalnego odbiorcę. W dodatku jej produkcja jest
strasznie tania.
Tym razem reklama Frito-Lay z 2007 roku. Ten producent chipsów, zorganizował konkurs na reklamę dla amatorów. Pięciu najlepszych twórców, dostało w nagrodę po dziesięć tysięcy dolarów. Dużo?
Baaardzo mało. Andrew Keen, pisze: Według Amerykańskiego Stowarzyszenia Agencji Reklamowych, średni
koszt trzydziestosekundowej reklamy wyprodukowanej przez profesjonalistów
wynosi 381 tysięcy dolarów. Tymczasem Frito-Lay zapłacił marne 10 tysięcy
dolarów każdemu z pięciu finalistów konkursu, zachowując w kieszeni 331 tysięcy
dolarów. To 331 tysięcy, które nie zostały zapłacone profesjonalnym reżyserom,
scenarzystom, aktorom i firmom marketingowym – 331 tysięcy wyssane z
gospodarki.
W dodatku, te amatorskie spoty emitowano podczas
najgorętszego, najdroższego i najbardziej wyczekiwanego przez reklamodawców czasu antenowego w Ameryce – Super Bowl. Frito-Lay nie byli osamotnieni, podobne reklamy wypuścili: Chevrolet, Diamond Foods oraz National Football League.
Co by nie mówić, jest to świetny sposób na reklamę. Oszczędność to sprawa drugorzędna. Dla tych wszystkich organizacji, najbardziej liczyło się
to, by reklama zapadła w pamięć i była przekonywująca. A co bardziej przekona
konsumenta? Profesjonalny aktor, czy inny konsument? Odpowiedź na to pytanie
jest banalnie prosta.
Należy zadać inne. To samo, które Andrew Keen zadaje na każdej stronie swojej książki. Czy oznacza to zmierzch profesjonalistów?
*Źródło: A. Keen, Kult Amatora. Jak internet niszczy kulturę, Wydawnictwo Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz