Kiedy broda wygrywa z piersiami
W czasach, w których nie wystarczy
już wyłącznie talent, a ludźmi manipulują całe rządy i
korporacje, bardzo ciężko jest się wybić. Szczególnie kiedy
chodzi o różnorodne konkursy i talent show; najczęściej te
wokalne, takie jak „X Factor” czy „Must Be The Music”. I nie
byłoby w tym niczego złego, bo w końcu zawsze wiadomo, że
kontrowersyjne osoby to osoby interesujące, intrygujące, takie,
które przyciągają nie tylko głosem ale i wyglądem oraz ubiorem.
Od trzech dni Internet aż huczy od informacji na temat Conchity
Wurst, czyli zwyciężczyni(albo i zwycięzcy, łatwo się pogubić)
tegorocznego konkursu Eurowizji.
Głównie dlatego, że w tym roku
zasady konkursy uległy zmianie i oprócz głosów telewidzów(które
jak się okazuje stanowią niewielki procent składowej) występy
ocenia jury. Gdyby brać pod uwagę wyłącznie głosy telewidzów
oddane na polski numer „My Słowianie”, zajęlibyśmy 4, a nie
14 miejsce.
Nie jest to jednak miejsce na żal i jakiekolwiek
pretensje. Chodzi bowiem o coś innego – wystarczy rzewna piosenka
z patetycznym tekstem, baba z brodą i zwycięstwo murowane. To nie
pierwszy raz kiedy kontrowersja przejmuje kontrolę nad talentem i
samą piosenką. W 2006 roku fińska grupa Lordi zwyciężyła
miażdżącą przewagą głosów nad takimi wykonawcami jak Dima
Bilan(zwycięzca w roku 2008) czy polskim zespołem Ich Troje(zielone
włosy nie okazały się aż tak kontrowersyjne), udowadniając, że
demoniczne przebrania mogą okazać się kluczem do sukcesu.
Rok
później drugie miejsce zajęła Verka Serduchka, która tylko
utwierdziła nas w przekonaniu, że dobry image to 90% sukcesu.
Przebłysk nastąpił w 2009 roku, kiedy to konkurs wygrał młody
Norweg, który oczarował widzów grą na skrzypcach i hipnotyzującym
głosem. Trzy lata później zwyciężyła Loreen, której hit
„Euphoria” do tej pory możemy usłyszeć w radiostacjach. Było
to jednak spowodowane tym, że w wyżej wymienionych latach nie było
niesamowitych kontrowersji, a zwycięzcy naprawdę posiadali 'to
coś'.
Śpiewające koty
Jak zatem ocenić czy Kiełbasa(bo tak
w wolnym tłumaczeniu brzmi nazwisko tegorocznej zwyciężczyni)
naprawdę przypadła telewidzom do gustu? Tak naprawdę nie da się
tego oszacować, gdyż fala nienawiści skierowana w stronę artystki
jest na tyle duża, że podejrzewa się całkowite sfałszowanie
wyników. Jedno jest pewne – jedynym zwycięzcą jest Conchita,
która swoim niecodziennym wizerunkiem otworzyła sobie furtkę do
show biznesu. Niezależnie od tego czy będzie dalej śpiewała, czy
reklamowała płatki zbożowe, szybko nie ucieknie. Trzeba przecież
kroić krowę dopóty, dopóki daje mleko. Dodatkowo Eurowizja to
przykrywka dla działań politycznych, a w związku z tym, że Polski
podobno nikt nie lubi, nigdy nie będziemy mieli szans na zwycięstwo.
Chyba, że wyślemy w przyszłym roku mężczyznę z ogonem lub trio
śpiewających kotów.
Marketing obecny jest wszędzie, a
nasze narzekania na nic się nie zdadzą. W końcu 'nieważne jak się
mówi. Ważne, że się mówi'.
1 komentarz:
Jeśli ktoś się wyróżnia, to już ma przewagę nad innymi. Ktoś taki budzi emocje, zapada w pamięć, porusza społeczeństwo do reakcji, podczas, gdy inni pozostają niezauważeni w jego cieniu. Tak samo było z Conchitą - stała się zjawiskiem na miarę całej Europy, skupiła na sobie całą uwagę kontynentu, odwracając ją od innych. No i wygrała...
Prześlij komentarz