Marketing wirusowy w ostatnim czasie
robi furorę w branży filmowej. Nic w tym dziwnego. Film to za
mało, żeby zainteresować tak wymagającego odbiorcę jakim stał
się człowiek XXI wieku. Dlatego ludzie z branży w Hollywood
prześcigają się w stworzeniu coraz to bardziej odjechanych
kampanii promocyjnych.
Marketing wirusowy polega na tym, aby
tak zainteresować odbiorcę, żeby sam zaczął dzielić się
informacjami o produkcie, firmie czy usłudze. Nie zawsze musi to być
konkretna informacja, może to być wywołanie skojarzenia, budowanie
świadomości o marce itp. wszystko odbywa się na podobnych zasadach
co marketing szeptany, z tą różnicą że tempo rozchodzenia
informacji jest szybsze, a formy przekazu znacznie różnorodne.
Chodzi o to, aby stworzyć zajawkę, która sama będzie żyła
własnym życiem, a nie jest to proste.
Internauci nie lubią reklam – albo
je ignorują, albo instalują oprogramowanie blokujące. Jeżeli
natomiast uda się stworzyć coś, co wyda im się interesujące,
będą rozsyłać to swoim znajomym, ci z kolei przekażą wiadomość
dalej, i dalej – nazywa się to viralem, ponieważ użytkownicy
„zarażają” się nawzajem. Informacja rozpowszechniona przez
jedną osobę dociera w szybkim tempie do setek tysięcy
użytkowników. Choć Internet jest głównym kanałem
komunikacyjnym, z którego korzysta marketing wirusowy, działania
promocyjne często wychodzą poza środowisko sieci. Najczęściej
akcje odbywające się w przestrzeni publicznej są rejestrowane za
pomocą kamer lub aparatów fotograficznych i później rozsyłane
„wirusowo” pomiędzy internautami.
W branży filmowej szczególnie liczy
się oryginalność i innowacyjność kampanii promocyjnych. .
Fani kina są przyzwyczajeni do
typowych reklam i kolejny trailer lub plakat filmu nie wzbudzi w nich
takiego zainteresowania najnowszą produkcją, jak tajemnicze,
rozsyłane w sieci filmiki lub zdjęcia oraz nieprzewidywalna akcja w
przestrzeni publicznej. Grunt to przykuć uwagę czymś zagadkowym,
zabawnym, intrygującym albo kontrowersyjnym. Korzystanie przez
filmowców z marketingu wirusowego jest coraz częstsze i formy,
jakie przybierają akcje reklamowe potrafią być bardzo zaskakujące:
Blair Witch Project – pierwsza
kampania viralowa
Niedroga kampania w internecie może
być równie skuteczna, co pochłaniające górę pieniędzy
billboardy i spoty telewizyjne. W 1999 roku świat poznał historię
wiedźmy z Blair, która miała grasować w lasach amerykańskiego
stanu Maryland i porywać turystów. Niby znaleziono tajemniczy film,
rzekomo nagrany w 1994 roku przez troje młodych studentów
filmoznawstwa, którzy zapuścili się w leśne ostępy, by już
nigdy ich nie opuścić. Zaciekawieni internauci szukali w sieci
informacji o zjawie i trafiali na stronę www.blairwitch.com. Tam zaś
mogli zapoznać się ze zgromadzonymi przez policję dowodami,
obejrzeć galerię zdjęć, wycinki prasowe, wypowiedzi ekspertów
oraz wywiad z matką zaginionej Heather Donahue. Przede wszystkim
czytali jednak o wiedźmie. I wierzyli. Wierzyli do tego stopnia, że
gdy tylko film trafił do kin, musieli na własne oczy przekonać
się, czy to wszystko prawda. Wierzyli tak mocno, że nawet gdy
grający porwanych przez wiedźmę studentów aktorzy zaczęli
pojawiać się w mediach, udzielając wywiadów, oni wciąż byli
przekonani, że zjawa z Blair istnieje.
Repo Men:
"Repo Man" to produkcja
science-fiction, która nakreśla wizję świata, w którym dostępne
są sztuczne organy wewnętrzne umożliwiające szybką
transplantację każdemu (za odpowiednią opłatą). W przypadkach
nie spłacania należności za narządy, są one odzyskiwane przez
tytułowych Repo Man (odzyskiwane są narządy, nie należności). W
czasie poprzedzającym premierę wypuszczono plakaty na których
widnieje prześwietlony szkielet ludzki z widocznymi sztucznymi
narządami wewnętrznymi. Przy narządach są podane ceny za ile
można je nabyć. Tajemniczy plakat odnosi odbiorcę do strony
internetowej, która do złudzenia przypomina prawdziwy portal
istniejącej firmy. Aż do premiery produkcji nikt nie miał pojęcia,
że chodzi o film. W rzeczywistości jest to stworzona na potrzeby
produkcji witryna filmowego przedsiębiorstwa trudniącego się
sprzedażą sztucznych organów. Strona imituje sklep ze narządami,
podaje ich dokładny opis, ceny oraz to, w jaki sposób można je
nabyć. Na stronie są również oferty pracy jako „Repo Man”.
Szokujące rozwiązanie, budzące u odbiorców dezorientacje co jest
prawdą, a co fałszem.
Walking Dead
Nie tylko kino korzysta z virali.
Również popularne seriale telewizyjne, będące niejednokrotnie
produkowane przy większym nakładzie kapitału oraz czasu niż
filmy, wykorzystują marketing wirusowy. Doskonałym przykładem jest
amerykański serial „the Walking Dead”. Akcja horroru dzieje się
w świecie zaatakowanym przez zombie. Specjaliści od reklamy
wykorzystali główny motyw filmu do jego promocji. W 2010 roku, w 26
miastach na całym świecie pojawili się ludzie ucharakteryzowani na
„nieumarłych”. Zaskakująca akcja otwarta była dla wszystkich
chętnych, którzy na kilka godzin chcieli przeobrazić się w
zombie. Pomysłodawcy tego wydarzenia zatrudnili charakteryzatorów,
którzy pomagali ochotnikom w metamorfozach. Globalna akcja
zakończyła się w Los Angeles, gdzie został wyemitowany pierwszy
odcinek serialu. Kampania odniosła ogromny sukces – o nowym
serialu usłyszeli wszyscy.
Również w przypadku drugiej serii „
The Walking Dead” marketingowcy przygotowali specjalną akcję
promocyjną. Tym razem żywe trupy zaatakowały kilka kin na całym
świecie. Niespodziewający się niczego widzowie, oglądali zwiastun
komedii romantycznej, gdy na sali pojawiał się wygłodniały
"nieumarły". Widzowie z przerażeniem reagowali na jego
osobę, co zresztą nie dziwi, w końcu w ciemnym pomieszczeniu
wszystko wydaje się straszniejsze niż w rzeczywistości.
Bohaterka wyświetlanego filmu kierowała w jego stronę broń, strzelając do niego z ekranu. Oczywiście, potwór padał na ziemię, a to, co wydawało się trailerem romantycznej historii, w rzeczywistości było spotem reklamowym kolejnego sezonu serialu.
Bohaterka wyświetlanego filmu kierowała w jego stronę broń, strzelając do niego z ekranu. Oczywiście, potwór padał na ziemię, a to, co wydawało się trailerem romantycznej historii, w rzeczywistości było spotem reklamowym kolejnego sezonu serialu.
Dexter
W 2007 roku fontanny w trzynastu
amerykańskich miastach wypełniły się czerwoną substancją,
przypominającą krew. Miejsca te zostały ogrodzone policyjnymi
taśmami, co dawało wrażenie, że popełniono tam zbrodnię. Znów
przykład virala opartego na kontrowersji, chyba żaden serial nie
miał tak rozbudowanej kampanii reklamowej. Przebieg akcji pod
kryptonimem "Dexter's Red Fountains" śledzić można było
na specjalnie stworzonej do tego celu stronie internatowej.
Serial starano się wypromować również w Europie, tyle że
postawiono na o wiele bardziej makabryczną promocje. W hiszpańskich
supermarketach, pośród kawałków mięsa umieszczono ludzką rękę.
Eksponat był bardzo realistyczny, a jedyny ślad pozwalający się
połapać skąd się tam wzięła to karta z tytułem serialu.
Na portugalskich ulicach natomiast
natrafić można było na rozrzucone po okolicy ludzkie ciała. Grupa
ochotników leżała bez ruchu w różnych częściach miast z
wbitymi w plecy fałszywymi nożami. Wypływająca z ran ciecz
przypominała prawdziwą krew. Obok "zwłok" znaleźć
można było ulotki reklamujące serial.
1 komentarz:
Jeśli mamy dobrą kampanię reklamową ale mówię tu o produktach lub usługach to bardzo możliwe że w końcu trafi ona do rzeszy odbiorców. Wtedy bardzo fajnym sposobem na zatrzymanie klientów jest stosowanie programu lojalnościowego https://zencard.pl/ dzięki któremu w różnoraki sposób możemy takiego klienta uhonorować.
Prześlij komentarz