„Najlepiej sprzedany film” to taki „Iron Man” wśród filmów dokumentalnych – przekonuje jego twórca, Morgan Spurlock, nominowany do Oscara za „Super Size Me”. Co wspólnego ma skromny dokument z hollywoodzkim przebojem za sto czterdzieści milionów dolarów? Żaden z nich nie powstałby, gdyby nie product placement.
Czy ludzie faktycznie częściej kupują napój, tylko dlatego pił go Spiderman? Czy marzą o tym, żeby jeździć takim samym samochodem jak Iron Man? Czy reklama „Zmierzchu” w Burger Kingu naprawdę zachęca gości do pójścia na film, a Julia Roberts skuteczniej sprzedaje kosmetyki, bo każda kobieta chciałaby wyglądać tak jak ona? Choć dziś product placement to potężna gałąź przemysłu, wciąż okrywa ją tajemnica i niesława. Firmy pompują góry pieniędzy w hollywoodzkie produkcje, aby wpajać widzom reklamę nawet gdy pozornie są oni zajęci śledzeniem wciągającej fabuły. Czy rzeczywiście niekryjący się ze swoimi wpływami sponsorzy amerykańskich hitów ekranu całkowicie przejęli kontrolę nad sercami i umysłami publiczności?
W „Najlepiej sprzedanym filmie” Morgan Spurlock próbuje odpowiedzieć na te (i nie tylko te) pytania robiąc dokument o poszukiwaniu partnerów, którzy zasponsorowaliby jego film w zamian za to, że reżyser będzie w nim używał ich produktu. Choć Spurlock jest gotów pochwalić na ekranie każdą, nawet najbardziej obciachową markę, z sześciuset firm, którym oferuje współpracę, pięćset osiemdziesiąt odmawia. I tak reżyser podpisuje dwadzieścia kontraktów zakładających, że może nocować tylko w hotelach jednej sieci, pić konkretny napój, tankować jedynie na stacji sponsora i jeść wyłącznie pizzę wybranej marki. Wraz z jego stopniową utratą kontroli nad przedsięwzięciem, idzie błyskotliwe obnażenie absurdów product placementu. Film coraz bardziej oddala się od scenariusza a coraz bardziej zbliża do kuriozalnego tworu naginanego do zapisów w umowach ze sponsorami.
Morgan Spurlock (twórca Super Size Me) zrobił kolejny dobry film. Tym razem odkrywa przed nami zawiły świat reklam, marketingu i produkt placement. Sprzedaje się sponsorom, żeby zrobić film o sprzedawaniu się sponsorom. Sprzedaje prawa do części tytułu filmu, ma jeden oficjalny napój jaki może się pojawić w filmie (całe szczęście, że to nie cola lub pepsi), śpi w jedynym słusznym hotelu i tankuje na jednej słusznej stacji. Bierze od firm pieniądze na to, żeby pokazać jak te firmy wciskają nam reklamę na każdym kroku.Co ciekawe, koncerny, które najczęściej korzystają z takiej formy reklamy, odmawiają Morganowi, jakby nie chciały się przyznać do tego, co i tak wiemy, że robią. Dwadzieścia mniejszych firm się jednak zgodziło. I dzięki nim Spurlock opowiada nam, jak to się stało, że obecnie zamiast serialu oglądamy reklamę. Odwiedza specjalistów, prawników, ludzi od marketingu. Na własnej skórze przekonuje się, jak szybko można stracić kontrolę nad własnym projektem, jak szybko przejmują ją reklamodawcy. Odwiedza Sao Paulo (miasto bez reklam) i opowiada co to jest neuromarketing. Jednym słowem robi bardzo ciekawy film, który na pewno warto zobaczyć.
Ostateczną zachętą niech będzie dla Was cytat z filmu:
"Ten film jest dokumentalnym dowodem tego, jak posrany jest marketing. Wszystko na tym świecie zostało już nim zbrukane".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz