Każdy z nas wiele razy kupił coś,
czego zupełnie nie potrzebował, albo nawet nie chciał. Każdy z
nas wpadł kiedyś do hipermarketu po mleko i jajka, a wyszedł z
dwiema pełnymi zakupów siatami. To sytuacje z życia wzięte,
codzienne, zwyczajne. Cały czas się to komuś zdarza, a to oznacza,
że ktoś gdzieś cały czas się nabiera. Na co? Na świetnie
przemyślane chwyty marketingowe supermarketów, które podświadomie
mają w nas wywołać potrzebę zakupu. Supermarkety opanowały tą
sztukę do perfekcji.
Wszędzie czerwień
Reklamy promocyjne oddziałują
na podświadomość ludzką, uruchamiając emocje i instynkty.
Wykorzystują elementy odwołujące się do życia psychicznego
człowieka np.: potrzeby, pragnienia, motywy lękowe. Obiecują
szybkie rozwiązanie problemów. To czyni je atrakcyjnymi dla
konsumentów. Dodatkowo, marketingowcy stosują pewien trick mający
na celu utrwalić powyższy efekt. Z badań wynika, że
czerwień jest kolorem najbardziej na nas oddziałującym, wręcz
stymulującym ludzką psychikę. Czerwień ze względu na silny
ładunek emocjonalny jest często używana w reklamie. Ta barwa
zdecydowanie wyróżnia się spośród innych, zapada w pamięć.
Producenci opakowań, jak i ludzie odpowiedzialni za promocje dobrze
o tym wiedzą. Stosują ten kolor w ulotkach reklamowych, przy
cenach, przy promocjach, wyprzedażach. Kolor ten podczas zakupów
towarzyszy nam właściwie wszędzie, gdzie się da, ale stosując
takie proporcje, by barwa zachowała swoją wyróżniającą się
właściwość.
Gratis na niby
Kiedy masz wybór tego samego produktu
w zestawie z gratisem i bez, który wybierzesz? Zapewne z gratisem. I
oczywiście nie spojrzysz na cenę, bo to przecież gratis. I właśnie
wpadłeś w kolejną pułapkę. Otóż, Urząd Ochrony Konkurencji i
Konsumentów wykazał, że do najczęściej praktykowanych występków
należy oferowanie artykułów z gratisami po cenie wyższej niż
tych samych towarów bez promocji. A to oznacza, że za gratis też
musimy zapłacić.
Przykłady:
Chipsy Lay's 180g 3.99zł
Chipsy Lay's 180g+70g (gratis) 4.59zł
Ser pleśniowy President 100g 3.49zł
Ser pleśniowy President 100g + gratis:
ser pleśniowy President do smarowania o smaku brie 80g 5.99zł
W obu przypadkach musimy dopłacić za
rzekomy gratis.
Wózek większy niż potrzeba
W przeciętnym wózku na zakupy mieści
się więcej niż przeciętna polska rodzina potrzebuje, przy tym
samym alejki w hipermarketach są wąskie i często pozastawiane, w
efekcie często musimy zwolnić, by przejechać. Daje to chwilę na
skupienie się na produktach innych, niż te, po które przyszliśmy.
Może to zwolnienie spowoduje, że wpadnie nam w oko coś, co
stwierdzimy, że musimy kupić.
Sztuczny tłum, czyli celowe kolejki
Przeważnie kiedy wpadamy w godzinach
szczytu do hipermarketu, otwarte są wybiórcze kasy, a kolejki
kolosalne. To nie dlatego, że akurat większość pracowników ma
przerwę, albo właśnie zmiana się wymienia. To bardzo dobrze
przemyślany chwyt. Znudzony klient chwilowo uwięziony w kolejce do
kasy zacznie przeglądać koszyki osób wokół, czy produkty stojące
najbliżej. Szansa na to, że klient zechce dokupić jakąś rzecz,
którą zobaczył w koszyku sąsiada, albo zdecyduje się na drobną
słodycz z półki przy kasie jest ogromna.
Podobnie sytuacja wygląda przy
stoiskach z wędlinami, serami, czy mięsem, gdzie również ktoś
musi nas obsłużyć. Tam przeważnie też jesteśmy zmuszeni do
czekania na kogoś z obsługi. W tym czasie możemy dobrze przyjrzeć
się produktom za szybą. Dochodzący do nas zapach chleba z działu
pieczywa sprawia, że nabieramy apetytu. Po paru minutach zjawia się
pracownik obsługi danego stoiska. Oczywiście, nabraliśmy się i
kupujemy więcej, niż zakładaliśmy.
Udawane promocje
Supermarket ma być giełdą, która
daje możliwości wielkiego oszczędzania. Jeszcze nie zdążymy
wejść do sklepu, a już na etapie parkingu zasypują nas komunikaty
o super promocjach. „3 za 2”, „Drugi produkt 99 groszy”,
„Tylko dzisiaj 50 procent taniej”. Ulotki, bilbordy i hasła
reklamowe przekonują nas, że okazja jest jedyna, niepowtarzalna i
tylko dziś tyle zaoszczędzimy. I choć nie potrzebuję tego wcale,
to przecież grzech nie kupić, kiedy to takie tanie. Nie znając
realnych cen produktów, nabieramy się, podczas, kiedy zdarzają się
sytuacje, że dana promocja jest mocno naciągnięta. UOKiK kolejny
raz sprawdził realność promocji, jakie wprowadzają markety.
Okazuje się, że najczęściej ulegano podnoszeniu o kilkadziesiąt
groszy ceny podstawowej, następnie przekreśleniu jej i podawaniu
nowej, która w rzeczywistości jest wyższa od normalnie
obowiązującej. Dla przykładu, czterokilogramowy proszek do prania
oferowano w cenie wyższej niż przed obniżką. Przed promocją
kosztował 27,99 zł, natomiast po zastosowaniu obniżki – 29,99
zł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz