środa, 14 maja 2014

Jak zrobić byś przyszedł po chleb, a wyszedł z pełnym koszykiem? (część I)

Każdy z nas wiele razy kupił coś, czego zupełnie nie potrzebował, albo nawet nie chciał. Każdy z nas wpadł kiedyś do hipermarketu po mleko i jajka, a wyszedł z dwiema pełnymi zakupów siatami. To sytuacje z życia wzięte, codzienne, zwyczajne. Cały czas się to komuś zdarza, a to oznacza, że ktoś gdzieś cały czas się nabiera. Na co? Na świetnie przemyślane chwyty marketingowe supermarketów, które podświadomie mają w nas wywołać potrzebę zakupu. Supermarkety opanowały tą sztukę do perfekcji.

Wszędzie czerwień
Reklamy promocyjne oddziałują na podświadomość ludzką, uruchamiając emocje i instynkty. Wykorzystują elementy odwołujące się do życia psychicznego człowieka np.: potrzeby, pragnienia, motywy lękowe. Obiecują szybkie rozwiązanie problemów. To czyni je atrakcyjnymi dla konsumentów. Dodatkowo, marketingowcy stosują pewien trick mający na celu utrwalić powyższy efekt. Z badań wynika, że czerwień jest kolorem najbardziej na nas oddziałującym, wręcz stymulującym ludzką psychikę. Czerwień ze względu na silny ładunek emocjonalny jest często używana w reklamie. Ta barwa zdecydowanie wyróżnia się spośród innych, zapada w pamięć. Producenci opakowań, jak i ludzie odpowiedzialni za promocje dobrze o tym wiedzą. Stosują ten kolor w ulotkach reklamowych, przy cenach, przy promocjach, wyprzedażach. Kolor ten podczas zakupów towarzyszy nam właściwie wszędzie, gdzie się da, ale stosując takie proporcje, by barwa zachowała swoją wyróżniającą się właściwość.



Gratis na niby
Kiedy masz wybór tego samego produktu w zestawie z gratisem i bez, który wybierzesz? Zapewne z gratisem. I oczywiście nie spojrzysz na cenę, bo to przecież gratis. I właśnie wpadłeś w kolejną pułapkę. Otóż, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wykazał, że do najczęściej praktykowanych występków należy oferowanie artykułów z gratisami po cenie wyższej niż tych samych towarów bez promocji. A to oznacza, że za gratis też musimy zapłacić.
Przykłady:
Chipsy Lay's 180g 3.99zł
Chipsy Lay's 180g+70g (gratis) 4.59zł

Ser pleśniowy President 100g 3.49zł
Ser pleśniowy President 100g + gratis: ser pleśniowy President do smarowania o smaku brie 80g 5.99zł

W obu przypadkach musimy dopłacić za rzekomy gratis.


Wózek większy niż potrzeba
W przeciętnym wózku na zakupy mieści się więcej niż przeciętna polska rodzina potrzebuje, przy tym samym alejki w hipermarketach są wąskie i często pozastawiane, w efekcie często musimy zwolnić, by przejechać. Daje to chwilę na skupienie się na produktach innych, niż te, po które przyszliśmy. Może to zwolnienie spowoduje, że wpadnie nam w oko coś, co stwierdzimy, że musimy kupić.



Sztuczny tłum, czyli celowe kolejki
Przeważnie kiedy wpadamy w godzinach szczytu do hipermarketu, otwarte są wybiórcze kasy, a kolejki kolosalne. To nie dlatego, że akurat większość pracowników ma przerwę, albo właśnie zmiana się wymienia. To bardzo dobrze przemyślany chwyt. Znudzony klient chwilowo uwięziony w kolejce do kasy zacznie przeglądać koszyki osób wokół, czy produkty stojące najbliżej. Szansa na to, że klient zechce dokupić jakąś rzecz, którą zobaczył w koszyku sąsiada, albo zdecyduje się na drobną słodycz z półki przy kasie jest ogromna.
Podobnie sytuacja wygląda przy stoiskach z wędlinami, serami, czy mięsem, gdzie również ktoś musi nas obsłużyć. Tam przeważnie też jesteśmy zmuszeni do czekania na kogoś z obsługi. W tym czasie możemy dobrze przyjrzeć się produktom za szybą. Dochodzący do nas zapach chleba z działu pieczywa sprawia, że nabieramy apetytu. Po paru minutach zjawia się pracownik obsługi danego stoiska. Oczywiście, nabraliśmy się i kupujemy więcej, niż zakładaliśmy.



Udawane promocje
Supermarket ma być giełdą, która daje możliwości wielkiego oszczędzania. Jeszcze nie zdążymy wejść do sklepu, a już na etapie parkingu zasypują nas komunikaty o super promocjach. „3 za 2”, „Drugi produkt 99 groszy”, „Tylko dzisiaj 50 procent taniej”. Ulotki, bilbordy i hasła reklamowe przekonują nas, że okazja jest jedyna, niepowtarzalna i tylko dziś tyle zaoszczędzimy. I choć nie potrzebuję tego wcale, to przecież grzech nie kupić, kiedy to takie tanie. Nie znając realnych cen produktów, nabieramy się, podczas, kiedy zdarzają się sytuacje, że dana promocja jest mocno naciągnięta. UOKiK kolejny raz sprawdził realność promocji, jakie wprowadzają markety. Okazuje się, że najczęściej ulegano podnoszeniu o kilkadziesiąt groszy ceny podstawowej, następnie przekreśleniu jej i podawaniu nowej, która w rzeczywistości jest wyższa od normalnie obowiązującej. Dla przykładu, czterokilogramowy proszek do prania oferowano w cenie wyższej niż przed obniżką. Przed promocją kosztował 27,99 zł, natomiast po zastosowaniu obniżki – 29,99 zł.



Brak komentarzy: