piątek, 9 maja 2014

Nie język reklamy, a język polski

Ze skrajności w skrajność. Copywriterzy popełniają błędy. Rażą po oczach brakiem interpunkcji i ortograficznymi pomyłkami. To wszystko przeplatają hiper-poprawną polszczyzną, która przez swoje „hiper” też błędem bywa.

Po pierwsze:
Słowo, z którym każdy specjalista od Public Relations spotyka się na co dzień.
Logo.
Z tym logo są problemy. Bo nie z tym logiem. A z tym logo właśnie. Wciąż nieodmienne, jak kakao, molo, menu. I o ile kakao przez swoją zwyczajowość użytkowania zaczyna brzmieć dobrze w formie „z kakaem” lub „dodać kakaa”, tak logo – w liczbie pojedynczej w innej formie, niż logo, nie brzmi dobrze. Z kolei w liczbie mnogiej „logo” już potocznie odmieniamy (chociażby – logami, logach). I to brzmi naturalnie. Dlatego duże są szanse, że już niedługo odmiana logo w liczbie mnogiej będzie również dopuszczalna.

Przyglądając się dokładniej reklamom, znajdujemy hasła takie, jak:
Blend-a-Med jako jedyna pasta dba o wszystkie siedem oznak zdrowych zębów. Dba o oznaki, chociaż przeciętny użytkownik wolałbym ochronę nie oznak, a po prostu zębów.
Wiele pojawia się też komentarzy na temat Małego Głoda. Tu twórcom sloganu chciałabym oddać głos opowiadający się za wersją: Danio – metoda na głoda. Bo przecież to Mały Głód i metoda na tego Pana Głoda. Jak Pan Mech i śniadanie Mecha, a nie Mchu. Mówimy o nazwisku/nazwie (jaką na pewno Mały Głód jest), a nie rzeczowniku zwyczajowym mech, głód etc. Poza tym, kto to widział (po osłuchaniu z hasłem): Danio, metoda na głód…

Z kolei wyśmiewanemu kiedyś: Jak dorosnę, zostanę psycholożką, można by pomniki stawiać. W czasach emisji, reklama wzbudziła wiele pytań o panią psycholog. Może to dzięki serkom Hochland dzisiaj mamy częściej posłankę, niż panią poseł. Jednak nazwy zawodów kończące się na –og (pedagog, psycholog) nie posiadają swojego żeńskiego odpowiednika. W reszcie zawodów oddajemy pierwszeństwo nazwom żeńskim, by zapobiec dyskryminacji. Jeżeli oczywiście brak tej nie powoduje równoczesnej dyskryminacji języka.

Wzorcowa polszczyzna ma to do siebie, że jest dość neutralna, tym samym dla języka reklamy - nudna. Język polski jest na tyle barwny pod względem gry słów, znaczeniowości i dwuznaczności, że nie potrzebuje zamienników w wersji ponglish. Osobiście wolę się skupić, niż sfocusować. A nawet już sfokusować. Po obejrzeniu reklamy natomiast, wolałabym zastanowić się nad ofertą. Nie nad ilością błędów językowych.


Język reklamy powinien wyróżniać się chwytliwym hasłem, apelem, dyrektywą, dewizą, sentencją, jak mówi definicja. Reklama dźwignią handlu, a że i reklama (uważana czasem za XX-wieczny wynalazek, a nic bardziej mylnego!), i handel swoimi korzeniami sięgają czasów, które długo by opisywać i przytaczać (więcej tutaj: http://blokreklamowy.blogspot.com/2012/06/historia-reklamy-1.html), to i jej język to rzecz całkowicie odrębna od języka używanego formalnie.
Język reklam tworzy anonimowemu odbiorcy magiczny świat, działa na wyobraźnię, jest łatwy do zapamiętania, krótki, podany w atrakcyjnej formie językowej (źródło WIEM, darmowa encyklopedia). Dobrze jednak, gdy nie przyzwyczaja nas do nawyków językowych, które w poprawnej polszczyźnie uchodzą za błędy.

1 komentarz:

Anna Dziedzic pisze...

Faktycznie, "Metoda na głoda" bardzo razi...