środa, 7 maja 2014

Instagram, czyli niewinny product placement

Zdarza Ci się, że coraz częściej widujesz osoby fotografujące swoje jedzenie w restauracji? Dziewczyny uwieczniające swoje najlepsze tzw. outfity, (dodatkowe punkty za przymierzalnię w znanej, drogiej sieciówce)? Chłopaków pstrykających zdjęcia swoich nowych, modnych butów? Nic dziwnego. To wszystko za ciosem ląduje na (od niedawna) zaskakująco popularnym Instagramie. 

To właśnie tzw. product placement, czyli w naszym języku po prostu - lokowanie produktu. Product placement (plasowanie produktu, w polskim prawie także lokowanie produktu, co jest kalką językową z ang. product placement) - jedno z narzędzi marketingowych służące promocji produktów i usług.  Mechanizm polega na nawiązywaniu do produktu w środku przekazu w taki sposób, żeby przemawiał on do podświadomości odbiorcy i zachęcał go do używania bez przekazywania oczywistej i otwartej reklamy. 


Instagram, to fotograficzny serwis społecznościowy hostingu zdjęć, połączony z aplikacją o tej samej nazwie (dostępną aktualnie na systemy operacyjne Windows Phone, iOS oraz Android), który umożliwia użytkownikom robienie zdjęć, stosowanie do nich filtrów cyfrowych oraz udostępnianie ich w różnych serwisach społecznościowych. Charakterystyczną cechą jest to, że nadaje zdjęciom kwadratowy kształt, podobnie jak aparaty fotograficzne marki Kodak serii Instamatic, aparaty do fotografii błyskawicznej firmy Polaroid oraz średnioformatowe aparaty formatu 6x6 w przeciwieństwie do proporcji obrazu 4:3, który jest wykorzystywany przez większość aparatów fotograficznych oraz urządzeń mobilnych dysponujących funkcją foto.


Reasumując - tak naprawdę na Instagram można wrzucić dosłownie wszystko i wystarczy dobry filtr czy ramka, żeby zwykłe zdjęcie zrobiło furorę. Można wrzucić zdjęcie swojego kota, który na łapkach ma rajstopy, psa w uszach renifera, dzisiejszy lunch z przyjaciółką, nowe buty czy torebkę, śmieszne skarpetki w krasnale czy nawet filmik, na którym ćwiczysz, biegasz, trenujesz, objadasz się, wygłupiasz czy idziesz do sklepu po mleko. Wszystkie chwyty dozwolone, no ale wszystko bardziej cieszy, kiedy jest markowe.

Sprawdzoną receptą na rekordowe ilości followersów i polubień są oczywiście znane marki, najlepiej te z najwyższej półki. Kiedy idziesz na kawę, koniecznie pochwal się, że to nie zwykłe Nescafe, ale prestiżowy Starbucks. Co z tego, że smakuje jak zwykła kawa? Nie widzisz różnicy, bo nie jesteś smakoszem, ale picie kawy samo w sobie czyni Cię pozornie dojrzalszym, zwłaszcza tej starbucksowej. Każ dolać syropu waniliowego, wsyp kilka torebek cukru i możesz spokojnie tagować jako podwójne espresso.


Jeśli biegasz, to tylko w Nike'ach. A jeśli nie biegasz – przeglądając Instagram na pewno zaczniesz. Albo przynajmniej kupisz drogie buty. I tak nikt nie będzie Cię śledził wieczorami, czy opychasz się czekoladą, czy faktycznie spalasz kalorie w biegu.

Taki przykład product placementu, to obecnie jedna z najpopularniejszych form mniej lub bardziej świadomej reklamy. Widząc zdjęcie ładnie ubranej osoby automatycznie z ciekawości, czy nawet nieświadomie sprawdzamy gdzie i w jakiej cenie można dostać podobne ciuchy, bo sami chcemy wyglądać równie dobrze. Napotykając zdjęcie pięknie wyglądającego obiadu automatycznie robimy się głodni. Gdzie pójdziemy? Najlepiej tam, gdzie zostało zrobione zdjęcie. Takie codzienne rytuały, to istny raj na Ziemi dla producentów popularnych produktów. Ludzie idą za tłumem, próbując indywidualności popadają w skrajny mainstream. Producenci kochają mainstream. Im więcej, tym lepiej dla nich i pozornie dla nas, bo to w końcu my płacimy duże pieniądze za bycie markowym. Firmy mają pieniądze, my mamy lajki, które cieszą bardziej, niż nowe ciuchy. A wszystko zaczęło się od kliknięcia. 

Brak komentarzy: