Od wieków kościoły uchodzą za budowle szczególne, odznaczające się sakralnym charakterem. Od niedawna jednak otoczenie świątyń nie jest szanowane. Ich ogrodzenia pokrywane są reklamowymi plakatami i billboardami - zupełnie jak każdy inny budynek w mieście. Oczywiście, nie jest to świętokradztwo, ale każdy, chociaż odrobinę, wrażliwy człowiek, poczuje niesmak na taki widok. Niestety, wydaje się, że agencje reklamowe nie wyczuwają tej niestosowności, oblepiając swoimi produktami każdy, choćby najmniejszy, wolny kawałek muru czy ściany. Poza tym, umieszczenie reklamy w pobliżu kościoła jest niezwykle skuteczne - natychmiast rzuca się w oczy dużej grupie ludzi, którzy przychodzą na mszę świętą. Miejsce jest więc jak najbardziej skuteczne. A że razi? Przecież nikomu nie dzieje się krzywda, plakaty nie są takie skandalizujące ani szokujące, po prostu reklamują proszek do prania, wodę mineralną – nikogo nie gorszące produkty. Niewielu dostrzega, że to trochę tak, jakby przyjść na wytworne przyjęcie w dżinsach i bluzie.
Zachodni kryzys wiary jest niewątpliwie wielkim problemem dla kościołów. Problemem nie tylko o charakterze duszpasterskim, ale także egzystencjalnym. Mniejsze parafie stawiane są w kłopotliwej sytuacji, gdyż brak datków skazuje je na niebyt – sprzedaż świątyni. W kościele katolickim dużo mówi się obecnie o konieczności unowocześnienia języka liturgicznego, by stał się bardziej przystępny dla ludzi. Jednak, czy poprzez reklamę uda się powstrzymać nieuniknione? Czy wkrótce nie trzeba będzie walczyć o utrzymanie uwagi wiernych podczas mszy? Czy wtedy kościół również sięgnie po marketingowe chwyty?
Karolina Goebel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz