piątek, 27 maja 2011

Reklama- i nie ma mocni cz.2

Interesujące z pewnością może się okazać to, że choć reklamy wywierają coraz większy wpływ na konsumentach, to są pewne wyjątki. Jak w przypadku reklam antynikotynowych. Autor "Zakupologii" wyraził swoje zdziwienie odkryciem, że najbardziej odrażające obrazki na opakowaniach papierosów nie przynoszą spodziewanych efektów. Zorganizował nawet rewolucyjne badanie w tej sprawie.


32 osoby z pięciu krajów poddały się najnowszej technologii , w celu sprawdzenia jak w rzeczywistości reagujemy na bodziec oraz jak nasza podświadomość wpływa później na nasze zachowanie. Okazało się, że napisy "Palenie tytoniu powoduje śmiertelnego raka płuc" czy "Palenie tytoniu w ciąży szkodzi twojemu dziecku" nic dla palacza nie znaczą. Palacz nie tylko nie rezygnuje z palenia, ale jeszcze więcej pali!
Choć nie przyzna się do tego w badaniach. Deklaruje, że zdjęcie zniszczonego organu na paczce papierosów go porusza, ale jest dokładnie odwrotnie.
Pilot automatyczny zrobił swoje. Wstyd pobudza ośrodek pragnienia, co w ostateczności popycha go do zapalenia kolejnego papierosa.


Ciekawość może wzbudzić również to, że skuteczność reklam z seksem jest...przereklamowana. Ich efektywność daje dużo do życzenia. Zgodnie z zamieszczonymi w książce badaniami tylko 9,8% mężczyzn oglądających reklamy o seksie zapamięta markę produktu. Dla porównania, w przypadku reklam bez seksu markę zapamięta ok 20% mężczyzn. Kobiety nie specjalnie różnią się w tej kwestii. Tylko 10,85 % kobiet zapamięta markę produktu w reklamie seksualnej, a
22,3 % w reklamie nieseksualnej.
Dlaczego tak się dzieje? Dowiedzieć się można, że to tzw. "efekt wampira". Uwaga jest "wysysana" przez podniecającą treść, więc w ostateczności tego typu reklamy w nieznaczącym stopniu pobudzają do zakupu produktu.


Nie oznacza to jednak, że rola seksu jest mało znacząca. Warto przypomnieć chociażby spektakularny sukces marki Calvin Klein. Bazującej właśnie na seksualności. Reklamy prowokacyjne do tego stopnia, że zarzucano im podobieństwo do tanich filmów pornograficznych. I choć oficjalnie miały dotyczyć "glamouru jako wewnętrznej cechy" to wiele osób widziało sceny niemalże wulgarne. Kilka reklam wycofano, ale bądź co bądź "calvinki" (niebieskie dżinsy) podbiły całą Amerykę.


Warto podkreslić, że w ostatecznym rozrachunku badania dowodzą, że lepiej sprzedaje się miłość i naturalność! O czym można zapomnieć oglądając setki reklam z wyretuszowanymi modelami i modelkami. I już dla tych wniosków wato sięgnąć po książkę i poprawić sobie humor.


Okazuje się bowiem, że piękne modelki służą by pobudzić nasze neurony lustrzane. Atrakcyjna kobieta w dżinsach sprawia, że musimy je nabyć by poczuć się piękniejszymi. Czyli po prostu reklama ma sprawić żebyśmy poczuli się przez moment fajniejsi i atrakcyjniejsi.
Nie sadzę byśmy poprzez tą książkę byli "świadkami historycznego spotkania nauki i marketingu", jak pisze na początku jednego z rozdziałów sam autor, ale sama książka jest przyjemna. Dobrze się czyta o kilkuletnim Martinie z pasją pobijającym rekordy w Lego, a dodatkowe wypominanie wpadek potęg jak "Coca-cola" czy samego autora, dodaje książce wiarygodności.


Wnioski o nas samych, poparte licznymi badaniami, są zaskakująco nieszokujące, momentami mogą nawet uśpić cynizm wobec atakujących nas reklam.
Mimo tego, że zdaniem autora ucieczką od nich może być tylko "zamknięcie się w domu na cztery spusty". I tego, że nasze "podkoloryzowanie rzeczywistości" w badaniach nie jest nawet w połowie tak skuteczne, jak te sprzedawane nam w reklamach.
Recepta autora? Świadomość. Warto sprawdzić indywidualnie jak się podniesie po lekturze tej książki.

Brak komentarzy: