Świadkowie Jehowy – chodząca
reklama religii? cz. I
Często pojawiają się przed drzwiami
naszych domów z zamiarem rozmowy. Kiedy im otwieramy już wiemy, że
wcale nie będzie to łatwa i luźna rozmowa. Jeżeli chodzi o sprawy
wiary - ludzie reagują różnie. Jedni od razu zamykają im drzwi
przed nosem, inni wkraczają na pole bitwy. Toczą batalię w obronie
własnych wierzeń i poznaniu nowej, intrygującej ich wiedzy. Czy
rozmowa ze świadkiem Jehowy jest tylko zwyczajną rozmową, czy
jest to sposób ulegania reklamie za pomocą użycia wiernych
chodzących po domach i zaczepiających ludzi na ulicach?
Temat kontrowersyjny, ale jakże
ciekawy. Środowisko wiary w Jehowa, zapewne może poczuć się
urażone, gdyż nazwano ich wiernych – reklamodawcami. Nie chodzi
mi jednak o obrażanie jakichkolwiek środowisk religijnych, a
zauważenie pewnego zjawiska. Zazwyczaj młode, ładne osoby,
przychodzą do domów różnych osób, o różnych wyznaniach.
Takiego spotkania można oczekiwać przed świętami Bożego
Narodzenia, bądź świętami Wielkanocnymi. Przeważnie dwójka
młodych osób, puka do naszych drzwi i zaprasza do rozmowy. Wręcza
nam od razu plik darmowych ulotek i od razu zaczyna się rozmowa na
temat interpretacji Biblii. Wiedzę mają ogromną i potrafią rzucać
cytatami z Pisma Świętego na wyrywki, co od razu przedstawia ich w
bardzo dobrym świetle. Odbiorca tegoż przekazu, od razu widząc
młode osoby o doskonałej znajomości Biblii, ma przed oczami obraz
wspaniałości ich wyznania. Czy zatem nie jest to żywa chodząca
reklama ich religii? Warto wspomnieć, że jest to otwarte
środowisko, które chętnie zaprasza wszystkie zainteresowane na ich
spotkania, często połączone z darmowym poczęstunkiem. Czy powinni
stosować taki zabieg zachęcania do ich wiary? Czy zdają sobie
sprawę z tego, że są odbierani przez ludzi raczej negatywnie?
Aby poznać mechanizmy ich pracy,
przedstawię znalezioną przeze mnie wypowiedź jednej 23 letniej
dziewczyny, która przez cztery lata była świadkiem Jehowy:
-Najpierw przychodzili kilka razy do
naszego domu. Wtedy cały ciężar rozmowy spoczywał na babci.
Oczywiście nie replikowała cytatami z Pisma Św. Po prostu mówiła
o przywiązaniu do katolickiej tradycji, o swych przeżyciach, w
których znajdowała życiowe potwierdzenie prawdziwości wiary. My,
dzieci, nie włączaliśmy się do rozmowy. Intrygowało mnie ich
pismo Przebudźcie się, przyciągające ilustracjami i
prostymi artykułami. Dość sprytnie i przystępnie redagowane. Te
wizyty sprowokowały mnie do czytania Pisma Świętego.
Potem uczyłam się w szkole średniej w odległym mieście
wojewódzkim. Odczuwałam już potrzeby duchowe, nie wiedziałam, co
ze sobą zrobić. Lekcje religii nie zachęcały do dyskusji. W
dodatku, jako osoba dość zamknięta, nie potrafiłam dyskutować w
szerszym gronie. W klasie maturalnej, jeszcze przed Nowym Rokiem, do
drzwi mojej stancji zastukali Świadkowie Jehowy. Zaimponowali mi
swobodnym wysnuwaniem wniosków w oparciu o biblijne cytaty. Sama nie
potrafiłam dotąd powiązać różnych wątków. Umówiliśmy się
na następne spotkanie, a potem na kolejne. Rozmowy były miłe, bo
przychodzili młodzi ludzie, którzy, jak twierdzili, także
„poszukiwali prawdy”. Dyskusje prowadziliśmy według ich książki
Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi. Prosty układ
tematów z odnośnikami do Pisma. Raz, potem dwa razy w tygodniu - i
tak do wakacji. c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz