czwartek, 3 maja 2012


Świadkowie Jehowy – chodząca reklama religii? cz. I

    Często pojawiają się przed drzwiami naszych domów z zamiarem rozmowy. Kiedy im otwieramy już wiemy, że wcale nie będzie to łatwa i luźna rozmowa. Jeżeli chodzi o sprawy wiary - ludzie reagują różnie. Jedni od razu zamykają im drzwi przed nosem, inni wkraczają na pole bitwy. Toczą batalię w obronie własnych wierzeń i poznaniu nowej, intrygującej ich wiedzy. Czy rozmowa ze świadkiem Jehowy jest tylko zwyczajną rozmową, czy jest to sposób ulegania reklamie za pomocą użycia wiernych chodzących po domach i zaczepiających ludzi na ulicach?
     
   
   Temat kontrowersyjny, ale jakże ciekawy. Środowisko wiary w Jehowa, zapewne może poczuć się urażone, gdyż nazwano ich wiernych – reklamodawcami. Nie chodzi mi jednak o obrażanie jakichkolwiek środowisk religijnych, a zauważenie pewnego zjawiska. Zazwyczaj młode, ładne osoby, przychodzą do domów różnych osób, o różnych wyznaniach. Takiego spotkania można oczekiwać przed świętami Bożego Narodzenia, bądź świętami Wielkanocnymi. Przeważnie dwójka młodych osób, puka do naszych drzwi i zaprasza do rozmowy. Wręcza nam od razu plik darmowych ulotek i od razu zaczyna się rozmowa na temat interpretacji Biblii. Wiedzę mają ogromną i potrafią rzucać cytatami z Pisma Świętego na wyrywki, co od razu przedstawia ich w bardzo dobrym świetle. Odbiorca tegoż przekazu, od razu widząc młode osoby o doskonałej znajomości Biblii, ma przed oczami obraz wspaniałości ich wyznania. Czy zatem nie jest to żywa chodząca reklama ich religii? Warto wspomnieć, że jest to otwarte środowisko, które chętnie zaprasza wszystkie zainteresowane na ich spotkania, często połączone z darmowym poczęstunkiem. Czy powinni stosować taki zabieg zachęcania do ich wiary? Czy zdają sobie sprawę z tego, że są odbierani przez ludzi raczej negatywnie? 
 
    Aby poznać mechanizmy ich pracy, przedstawię znalezioną przeze mnie wypowiedź jednej 23 letniej dziewczyny, która przez cztery lata była świadkiem Jehowy:

-Najpierw przychodzili kilka razy do naszego domu. Wtedy cały ciężar rozmowy spoczywał na babci. Oczywiście nie replikowała cytatami z Pisma Św. Po prostu mówiła o przywiązaniu do katolickiej tradycji, o swych przeżyciach, w których znajdowała życiowe potwierdzenie prawdziwości wiary. My, dzieci, nie włączaliśmy się do rozmowy. Intrygowało mnie ich pismo Przebudźcie się, przyciągające ilustracjami i prostymi artykułami. Dość sprytnie i przystępnie redagowane. Te wizyty sprowokowały mnie do czytania Pisma Świętego.
Potem uczyłam się w szkole średniej w odległym mieście wojewódzkim. Odczuwałam już potrzeby duchowe, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Lekcje religii nie zachęcały do dyskusji. W dodatku, jako osoba dość zamknięta, nie potrafiłam dyskutować w szerszym gronie. W klasie maturalnej, jeszcze przed Nowym Rokiem, do drzwi mojej stancji zastukali Świadkowie Jehowy. Zaimponowali mi swobodnym wysnuwaniem wniosków w oparciu o biblijne cytaty. Sama nie potrafiłam dotąd powiązać różnych wątków. Umówiliśmy się na następne spotkanie, a potem na kolejne. Rozmowy były miłe, bo przychodzili młodzi ludzie, którzy, jak twierdzili, także „poszukiwali prawdy”. Dyskusje prowadziliśmy według ich książki Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi. Prosty układ tematów z odnośnikami do Pisma. Raz, potem dwa razy w tygodniu - i tak do wakacji. c.d.n.

Brak komentarzy: