poniedziałek, 28 maja 2012

Zaręczyny po królewsku


Wszyscy pamiętamy dzień w którym książę William i jego narzeczona ogłosili swoje zaręczyny. Para prezentowała się pięknie, ale wydawałoby się, że to nie oni byli w centrum uwagi, ale...pierścionek przyszłej księżnej.
Na ten dzień czekała nie tylko Kate, ale również wszyscy fani przyszłej pary królewskiej. Kiedy wyszli na spotkanie z dziennikarzami, wszystko było zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Pięknie skrojona sukienka, szeroki uśmiech na twarzy i najważniejszy element – dłoń Catherine, doskonale ułożona na ręce Williama, tak aby dokładnie można było zaprezentować pierścionek z szafirem. Ma on szczególne znaczenie, ponieważ należał wcześniej do Matki Williama księżnej Diany. Pierścionek mogła wybrać sama. Jej wybór padł wówczas na 18-karatowy szafir otoczony 14 diamentami umieszczonymi w białym złocie z kolekcji Garrard Jewellers. Kosztował 28 tys. funtów. 




Można powiedzieć, że od  momentu zaręczyn rozpoczęła się historia pewnego pierścionka W Internecie i gazetach o wiele częściej można było zauważyć samą dłoń Kate, aniżeli parę narzeczonych.  Po zaręczynach dla jubilerów był to prawdziwa żyła złota i wielki boom na zamówienia jego replik. Angielki, wręcz oszalały na punkcie pierścienia.  Każda kobieta chce poczuć się przecież choć w małej części jak księżniczka. Więc kiedy nadarza się do tego okazja, czemu nie miałyby z niej skorzystać i też go nie kupić? Szał na biżuterię ogarnął nie tylko Wielką Brytanię, ale również Chiny. Chociaż tego można byłoby się spodziewać (dobrze przynajmniej, że na wewnętrznej stronie nie pisze „made in China). Klejnot był wtedy najczęściej reprodukowanym pierścionkiem na świecie.

Po prawej oryginalny pierścień, a po lewej chińska kopia.

W Nowym Jorku zamówienia na pierścionki były tak wielkie, że właściciel Natural Sapphire Company nie miał możliwości zdobycia tylu szafirów. Za zakup trzeba było wydać do 50 tys. dol. Cena zależała od wielkości i jakości kamienia.
W Wielkiej Brytanii sprzedażą pierścieni zajęła się sieć sklepów Marks&Spencer. Na wyspach okresem bożonarodzeniowy to czas zaręczyn wielu par.  Wówczas sieć postanowiła na ten czas wyprodukować więcej takich replik. Zdaniem kupujących kopia jest tak doskonała, że pomimo braku kamieni szlachetnych w podróbkach wcale nie widać różnicy i nikomu to nie przeszkadza. Odkąd pojawił się na rynku jego sprzedaż wynosiła 200 sztuk tygodniowo. Można było nabyć go za 18 funtów, czyli ok. 100 zł.
W Internecie natomiast można było zamówić go już za 78 dol.
Jubilerzy stosowali różne chwyty, aby do swoich sklepów ściągnąć klientów. Nie tylko w Wielkiej Brytanii, czy Chinach, ale również w Polsce. Na jednej z opolskich wystaw sklepowych widniało zdjęcia William i Kate z uroczystości ogłoszenia zaręczyn. Nie wiem jak bardzo gorączka zaślubin udzieliła się Polakom, ale widocznie nie tak bardzo, skoro sklep zlikwidowano. W Anglii Middleton chcąc nie chcąc stała się wabikiem do reklamowania biżuterii. Właściciele sklepów skutecznie wspomagali się jej wizerunkiem. I jak widać chętnych nie brakowało. Nie musieli szczególnie wiele pracy wkładać w promocję. Wystarczyło zdjęcie pierścionka lub samej Kate by wzbudzić zainteresowanie.
Fenomen tkwi właśnie w tym, że księżna jest piękna, młoda, zawsze uśmiechnięta. Nie musi robić nic. Wystarczy, że wyjdzie i wystąpi publicznie, a ludzie, szczególnie kobiety, automatycznie czują wewnętrzną potrzebę nabycia takiej rzeczy, jaką ma Catherine. Można powiedzieć, że brytyjscy sprzedawcy mają wyjątkowe szczęście, że mają Kate, bo to dzięki takiej żywej reklamie zarabiają krocie.

Brak komentarzy: