czwartek, 31 maja 2012

Kup mi, bo jest na fali - część 1

Idę z moim małym bratem do sklepu. Jest ciepło i pytam, czy nie poszlibyśmy później na plac zabaw. Zgadza się. Idziemy jednak najpierw do księgarni, potrzebuję nowych ołówków i jakiegoś ładnego zeszytu. Ja wybieram, on ogląda książki. Po pewnym czasie podchodzi do mnie i pyta, czy nie kupiłabym mu książki. Dziwi mnie to, ale zgadzam się, zastanawiając się, co też mógł sobie taki malec wybrać.
Prowadzi mnie więc w głąb sklepu i dumnie pokazuje jakiś filmowy album. Nie, to nawet nie był filmowy album, tylko książka z obrazkami na podstawie filmu. Odmawiam kupna i wtedy rozpoczyna się Apokalipsa.
Armagedon nadszedł, kto ma uparte młodsze rodzeństwo wie, o czym mówię.


Reklamy dla dzieci emitowane są głównie rano, w czasie pasma bajek i programów dla dzieci oraz wieczorem przed wieczorynką. Dzieci to najlepsi odbiorcy reklam, najbardziej podatni - któż z nas nie był w dzieciństwie oczarowany kolorowymi i krzykliwymi hasłami i co rusz otaczającymi nas reklamami? Dzieci nie wiedzą jeszcze, jaki jest cel reklamy, ot, filmik, który pokazuje coś, co im się podoba, co fajnie byłoby mieć.
Gorzej, kiedy są przekonane, że nie mogą bez tego żyć, że bez głupiej lalki, czy jakiegoś tam samochodziku ich dzieciństwo będzie niepełne i nieszczęśliwe.
Gorzej, kiedy tę samą zabawkę mają inne dzieci. Bo wtedy mają wszyscy, a ono nie.


Polskie prawo niewiele na ten temat mówi, głownie zakazuje wykorzystywania łatwowierności i "braku doświadczenia" nieletnich. Za to w innych krajach, na przykład Belgii, Holandii, Danii, czy Grecji, sprawa ma się zupełnie inaczej. Tam prawo sięga dużo głębiej - reklamy dla dzieci są zakazane, we Włoszech nie wolno pokazywać dzieci w reklamach, a we Francji nie wolno pokazywać dzieci, ani produkować reklam skierowanych do nich. Sama reklama dla dzieci ma jednak i inne ograniczenia, nie można na przykład wykorzystywać w nich efektów specjalnych wprowadzających w błąd (wskazywać, że samolot sam lata, lalki mówią/ chodzą, różdżki sypią iskrami, a żołnierzyki sami walczą).


O reklamach skierowanych do dzieci mówi głownie Ustawa o Radiofonii i Telewizji oraz Ustawa o Zwalczaniu Nieuczciwej Konkurencji.
via  http://studioopinii.pl/artykul/5375-joanna-milkowska-dzieci-w-reklamie


Po długich i żmudnych namowach, obejmujących płacze, tupanie, kopanie i krzyki, wychodzimy z księgarni- ja bez nowego ołówka, brat bez książki. Wychodzimy i pytam po raz setny po co mu książka, na podstawie filmu, który zna na pamięć. 
Bo nie pamięta filmu.
Ach tak, szkoda tylko, że książka raczej mało ma z filmem wspólnego, jest raczej albumem i zbiorem ciekawostek i doświadczenia wiem, że po jakimś czasie książka wylądowalaby na półce i zapewne byłaby dotykana tylko przy okazji sobotnich porządków.


W ramach rekompensaty idziemy na lody. Tutaj znów zaczyna się płacz i walka, gdyż oprócz zwykłych rożków, litrowych lodów w puszkach i zwykłych lodow gałkowych można kupić lody specjalne - lody w kształcie Hello Kitty, lody w kształcie McQueena i jeszcze jakieś z jakimiś innymi bohaterami bajek. "Bajkowe" lody są oczywiście odpowiednio droższe.
W duchu przeklinam się za swoją głupotę.
Kolejny ból i płacz, po długiej odmowie i jeszcze dłuższym cieprliwym tłumaczeniu w stylu "przecież Ty nie lubisz wanilii" (samochodzik był waniliowo - truskawkowy) brat daje sie udobruchac czekoladowymi w kolorze zmiksowanych pigmentów do farb o smaku gumy do żucia.
via najbardziej. com


Kolejny punkt programu - Plac Zabaw.
Jest ok, dzieci się bawią, jakieś mamy czytają książki, rozmawiają przez telefony, słońce świeci, jest miło, przyjemnie i zapominam o zszarpanych przez głupi upór nerwach.
Spokój nie trwa krótko.


Brat przychodzi do mnie i trzyma jakiś samochodzik. Poznaję, to jeden z bohaterów bajki Cars.
'Kupisz mi takiego?' pyta, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem
'A po co? Masz przecież mnóstwo podobnych zabawek' odpowiadam przeczuwając już, co się święci. Nie mylę się.
'Ale nie taki. Zobacz' krótka demonstracja możliwości zabawki, a mnie ogarnia już skrajne wyczerpanie
'Fajna zabawka, ale nie jest...' Ci potrzebna chcę dokończyć, ale nie umiem dojść do słowa, bo przecież...
'Ej, ale Kacper i Maciek takie mają! I Michał też. Dlaczego ja nie mam? Nic nie mam! Co z Ciebie za siostra?'


Co ze mnie za siostra, kiedy nie chce uszczęśliwić mojego brata jedną zabawką, która po kilku dniach stanie tylko częścią Góry Nieużywanych Zabawek? Kilka lat temu, kiedy mój brat zaczynał karierę w przedszkolu na fali był Spiderman. W domu nastąpiła totalna reorganizacja - od talerzy, przez pościel na lampkach i ołówkach kończąc. Wszystko dlatego, że gadżety były modne, bo koledzy też mieli, bo ołówek - taki żółty patyk z gumką to nie ołówek, bo liczy się tylko ten z odpowiednią aplikacją. Wszystko było ok, dopóki nie przyszła pora na inną kreskówkę, a "Spiderman" nie stał się passe...

Brak komentarzy: