Gdybyśmy
dzisiaj wyszli na miasto, zastalibyśmy świat pokryty billboardami,
plakatami, neonami i innymi płaskimi powierzchniami reklamowymi.
Wciskano by nam do rąk ulotki, mijaliby nas ludzie z kartonami
zawieszonymi na ramionach. Nie wykluczone też, że przeszedłby ktoś
obok nas w kostiumie Serca i Rozumu albo Pana Pikusia. Przy okazji
wyborów – powyższe pomnożyć przez 7. A teraz, czy bylibyśmy w
stanie sobie wyobrazić świat bez tego wszystkiego? Z pustymi
ścianami budynków, czystymi ulicami i płotami? Wydaje się
niemożliwe, prawda?
źródło: maniza.com |
São
Paulo,
największe miasto nie tylko Brazylii, ale całej Ameryki
Południowej. Samo miasto liczy 11 mln mieszkańców, aglomeracja
natomiast aż 21 mln. Wydawałoby się idealny target dla
reklamodawców. W 2006 roku prezydent São Paulo, Gilberto
Kassab,
postanowił wypowiedzieć wojnę reklamodawcom, chcąc „wizualnie
oczyścić miasto”, jak mówił w wywiadach. Przeforsował więc
szereg aktów prawnych zatytułowanych Lei
Cidade Limpa,
co w języku polskim oznacza „czyste miasto”. Ich celem była
przede wszystkim radykalna walka z wszelkim rodzajem reklam. Przed
uchwaleniem prawa pomysł wydawał się absurdalny, oraz wywołał
poważne zaniepokojenie wśród firm. Obawiano się, że ustawa
spowoduje utratę przychodów o 133 milionów dolarów, a nawet iż
wpłynie negatywnie na wygląd miasta. Pomimo negatywnych opinii
ustawa przeszła, a São
Paulo zostało z reklam całkowicie oczyszczone.
Pozbyło się banerów, reklam na autobusach, plakatów, ulotek i
wszystkiego co związane było z reklamą w przestrzeni miejskiej.
Pan
Kassab wprowadzając nowe prawo, dał wszystkim przedsiębiorcom 90
dni na usunięcie reklam. W przypadku przekroczenia terminu, dzienna
maksymalna kara mogła wynieść nawet 4500 dolarów. W sumie dzięki
reformie miasto zebrało do budżetu 8 milionów dolarów,
pochodzących z łamania przepisów nowej reformy. Wraz z wejściem w
życie nowego prawa, pojawiły się także inne problemy, jak
chociażby te dotyczące ogromnych ram, na których wieszane były
reklamy. Mało kto bowiem postanowił je ściągnąć, co przy ich
ilości (15 tysięcy!) wyglądało co najmniej brzydko.
Ulica przed i po źródło: skyscrapercity.com |
Od
momentu wprowadzenia zakazu minęło już sześć lat i od tego czasu
miasto straciło na nim już ponad pół miliarda dolarów. Jedno
ze stowarzyszeń zajmujących się reklamą obliczyło nawet, iż
reforma prezydenta doprowadzi do utraty miejsc pracy przez 20 tysięcy
ludzi. Czy badania okazały się prawdziwe? Po 4 latach, odkąd
wprowadzona została reforma, nikt ich nie potwierdził. Jednak
mieszkańcy w przeważającej większości - ponad
70% - nie chcą zniesienia reklamowej prohibicji.
Wręcz przeciwnie -
ukazanie zniszczonych elewacji zmotywowało mieszkańców do
rozpoczęcia prac remontowych.
źródło: media2.pl |
Rozwiązanie
ciekawe i na pewno dające do myślenia szczególnie tym, którzy
uważają, że walka z reklamami jest niemożliwa. Zamiast likwidować
wszystkie reklamy, można by po prostu ograniczyć ich ilość i
zmusić ich właścicieli do zbierania resztek po nich, kiedy już
się zniszczą, np. pod groźbą kary. Wydaje mi się to szczególnie
korzystne w przypadku plakatów wyborczych – kandydaci i ich
komitety z reguły zapominają, żeby po sobie posprzątać, w wyniku
czego jeszcze kilka miesięcy później plakaty i tablice walają się
po mieście. Przypadek São Paulo więc ku przestrodze reklamodawcom
i w nadziei dla zwolenników czystych miast.
Magda Kuberska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz