środa, 27 kwietnia 2011

Korzystaj z tego co już jest, czyli o motywach literacko – filmowych w reklamie


Wybitny profesor znanego na całym świecie uniwersytetu czy zaufana od lat sąsiadka – czyją opinią się zasugerujemy przy wyborze danego produktu? Teoretycznie większym autorytetem powinien cieszyć się profesor. Teoretycznie. Bowiem sąsiadka, z którą przeżyliśmy wiele, mniej lub bardziej szczęśliwych chwil, która nie raz ratowała nas z opresji, jest dla przeciętego człowieka bardziej wiarygodna niż jakiś tam profesor. Podobnie jest z ulubionymi postaciami ze szklanego ekranu czy bohaterami znanych nam książek. Zależność ta nie umknęła twórcom reklamy. Od lat z powodzeniem wykorzystują w swoich produkcjach motywy literacko – filmowe.

Czy reklamy nawiązują do każdego dzieła? Oczywiście, że nie. Dany utwór najpierw musi zaskarbić sobie sympatię czytelnika czy widza. Dopiero później można myśleć o wyraźnej aluzji do powszechnie już znanego dzieła.


OCIEC PRAĆ?

Pollena 2000, sprawdza się w praniu. Mamy tutaj do czynienia z nawiązaniem do słynnego Sienkiewiczowskiego Potopu. Kiemliczowe zapytanie, to już nie tylko cytat ze znanej i lubianej powieści. Dzięki wykorzystaniu tych słów w reklamie, stało się ono synonimem nazwy proszku.




KOBIETA PRACUJĄCA

Pollena 2000 nie ogranicza się jednak tylko do literatury. Sięga także po znany film. Jak z reklamą poradził sobie Czterdziestolatek Jerzego Gruzy – bo o nim mowa – zobaczcie sami.


Jednak nawet w tym spocie, nie zabrakło aluzji do w/w już dzieła literackiego. Pollena 2000, to proszek dla wszystkich, a końcowe hasło: Duży efekt, małym kosztem wskazuje, że rzeczywiście każdego na niego stać, a jednocześnie jest naprawdę dobry.


SERCE JAK DZWON

Któż z nas nie zna przygód dzielnego Janosika? Twórcy kampanii reklamowej margaryny Kama też je znali. Mało tego! Wpadli na pomysł, żeby znaną i lubianą historię przypomnieć tym nieco bardziej zapominalskim. W końcu Kama to smak zdrowia, bez cholesterolu. A i pamięć po jej spożyciu nie szwankuje. Postacie występujące w tym spocie mają także inne znaczenie symboliczne. Bo któż inny, jak nie góral kojarzy się ze zdrowym trybem życia? Uwagę i zainteresowanie odbiorcy przyciąga zawarty w materiale komizm sytuacyjno – słowny oraz postaci, bo przecież każdy lubi czasem się pośmiać z innych.




RAJ NA ZIEMI

Rajski ogród – wymarzone miejsce do codziennej egzystencji. Harmonijne, pozbawione znamion troski życie pełne miłości, czyli raj jeszcze sprzed wygnania. To już nie wróci, prawda? Zabawne, że człowiek najbardziej tęskni do czegoś, czego nie zna. Ale... kto powiedział, że nigdy nie pozna? Gdzie w takim razie szukać edenu? Nieziemsko soczyta zieleń, niebiańsko niebieskie niebo i.... diabelsko kuszący i smaczny Bounty. Jak widać wystarczy sięgnąć po batonik, aby znaleźć się w kokosowym raju. Bo przecież Bounty to smak Raju!





NAWET PIWO CZYTA BIBLIĘ
 
Tematykę biblijną odnajdujemy także w reklamach niskoprocentowych alkoholi. Postacie kobiety i mężczyzny okryte jedynie zielonymi listkami, którzy w dłoniach trzymają jedynie zielone jabłko – sugerują, że to pierwsza na ziemii para, czyli Adam i Ewa. Dwuznaczny slogan: Czasami dobrze mieć coś zielonego wskazuje na jabłko, czyli zakazany owoc. Jednak pełne odczytanie komunikatu brzmi: Lech – pokusa nie do odparcia.



PO CO NAWIĄZYWAĆ

Pomimo wielu szydzerstw skierowanych pod adresem komunikatu reklamowego, cały czas pozostaje on wytworzem i składnikiem kultury. Stąd też aluzje do znanych utworów. Jednak przy tworzeniu takiej reklamy należy pamiętać, że aby zaczerpnięta ze źródeł kulturowych siła perswazyjna zadziałała, przekaz musi być czytelny, a identyfikacja przywołanego dzieła czy postaci łatwa. Reklama to przejaw kultury masowej. Dlatego musi dawać możliwość odczytania ukrytego sensu w sposób dajacy satysfakcję zarówno prostemu człowiekowi, jak i wykształconemu intelektualiście.[1]


Justyna Krzyżanowska



Źródła:
1.       Lewiński Piotr H., Retoryka reklamy, wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2008, s. 128 – 134.


[1] Lewiński Piotr H., Retoryka reklamy, wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2008, s. 128 – 134.

Brak komentarzy: