Sytuacja: cała rodzina zebrała się
przed telewizorem w celu rodzinnego obejrzenia filmu/programu.
Rodzina składa się z dwóch dorosłych osobników – mamy i taty,
oraz owocu ich miłości – powiedzmy, synka. Nagle film przerywają
reklamy, co nikogo dziwić nie powinno. Na ekranie pani robi
wszystkim kanapki z użyciem rewelacyjnej margaryny, za chwilkę inna
pani, cała w skowronkach, pierze brudne skarpetki, jakaś
rewelacyjna kawa pachnie z odbiornika... Nagle na ekranie pojawia się
reklama super-hiper-mega toru wyścigowego, stworzonego specjalnie na
potrzeby równie super-hiper-mega samochodziku. Co robi potencjalny
synek? Składa buzię w literkę „o”, wydaje dźwięki, które w
przybliżeniu brzmią jak „łał”, błyska rozmarzonymi oczami, a
w głowie myśli, jakby tu przemówić do portfela mamy albo taty.
Schemat surowego rodzica: synek
najpierw robi maślane oczka. Gdy to nie pomaga obiecuje, że będzie
sprzątał w pokoju, zmywał naczynia czy podlewał kwiaty. Po tym
zaczyna się: przeogromny żal, nienawiść do całego świata, płacz
i zgrzytanie zębami. Bo inni chłopcy na pewno będą mieli tor, a
on, biedny i znienawidzony przez rodziców – tyranów – nie.
Do czego zmierzam? Reklama ma ogromny
wpływ na dzieci. Nie chcę zajmować się psychologią, ale niestety
tak jest. Kucyk Pony jest wymarzony dla małej księżniczki, a
zestaw klocków idealny dla małego konstruktora. Za nic w świecie
nie chce tańszego odpowiednika – musi być ten z reklamy. Inaczej
dziecko czuje się zaniedbane, gorsze. I nie chce bawić się innymi
zabawkami.
Czy reklamodawcy wiedzą o tym, że
reklama ma ogromny wpływ na dzieci? Oczywiście, że tak. A że na
ogół dzieci nie kupują sobie same zabawek, jest to dobra okazja,
aby przez dzieci działać na dorosłych i na ich portfel. Nasilanie
się reklam skierowanych „do dzieci” można zaobserwować
zwłaszcza przed okresem komunijnym, dniem dziecka oraz przed
świętami. Czy rodzice szukają inspiracji na prezent w reklamach?
Myślę, że tak jest. I uważam, że jest to pójście na łatwiznę
– zamiast pomyśleć, jak rozwijać swoje dziecko, kupują zabawki,
które za chwilę i tak się znudzą. A dzieciom to pasuje... Jedna
zabawka się znudzi, będą apelować o następną, którą aktualnie
„bawią się wszystkie dzieci”.
Nie chodzi mi o to, że dzieci nie
wolno rozpieszczać drogimi zabawkami – od czasu do czasu się
należy. Chodzi mi o to, że dzieci jeszcze bardziej niż dorośli są
podatni na czar reklamy. Pewnie dzieje się tak dlatego, że jeszcze
nie rozumieją całego mechanizmu, którym rządzi się reklama. Gdy
widzą uśmiechnięte dzieci bawiące się ciastoliną, też chcą
być szczęśliwe bawiąc się ciastoliną. Nie ważne, że nie lubią
plasteliny czy modeliny, które są w „działaniu” bardzo podobne
do ciastoliny – ważne, że dzieciom w reklamie daje to taką
frajdę, że dostają aż wypieków (namalowanych) na buziach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz