niedziela, 13 maja 2012

Dzieci vs. reklama


  Sytuacja: cała rodzina zebrała się przed telewizorem w celu rodzinnego obejrzenia filmu/programu. Rodzina składa się z dwóch dorosłych osobników – mamy i taty, oraz owocu ich miłości – powiedzmy, synka. Nagle film przerywają reklamy, co nikogo dziwić nie powinno. Na ekranie pani robi wszystkim kanapki z użyciem rewelacyjnej margaryny, za chwilkę inna pani, cała w skowronkach, pierze brudne skarpetki, jakaś rewelacyjna kawa pachnie z odbiornika... Nagle na ekranie pojawia się reklama super-hiper-mega toru wyścigowego, stworzonego specjalnie na potrzeby równie super-hiper-mega samochodziku. Co robi potencjalny synek? Składa buzię w literkę „o”, wydaje dźwięki, które w przybliżeniu brzmią jak „łał”, błyska rozmarzonymi oczami, a w głowie myśli, jakby tu przemówić do portfela mamy albo taty.

  Schemat surowego rodzica: synek najpierw robi maślane oczka. Gdy to nie pomaga obiecuje, że będzie sprzątał w pokoju, zmywał naczynia czy podlewał kwiaty. Po tym zaczyna się: przeogromny żal, nienawiść do całego świata, płacz i zgrzytanie zębami. Bo inni chłopcy na pewno będą mieli tor, a on, biedny i znienawidzony przez rodziców – tyranów – nie.

  Do czego zmierzam? Reklama ma ogromny wpływ na dzieci. Nie chcę zajmować się psychologią, ale niestety tak jest. Kucyk Pony jest wymarzony dla małej księżniczki, a zestaw klocków idealny dla małego konstruktora. Za nic w świecie nie chce tańszego odpowiednika – musi być ten z reklamy. Inaczej dziecko czuje się zaniedbane, gorsze. I nie chce bawić się innymi zabawkami.

  Czy reklamodawcy wiedzą o tym, że reklama ma ogromny wpływ na dzieci? Oczywiście, że tak. A że na ogół dzieci nie kupują sobie same zabawek, jest to dobra okazja, aby przez dzieci działać na dorosłych i na ich portfel. Nasilanie się reklam skierowanych „do dzieci” można zaobserwować zwłaszcza przed okresem komunijnym, dniem dziecka oraz przed świętami. Czy rodzice szukają inspiracji na prezent w reklamach? Myślę, że tak jest. I uważam, że jest to pójście na łatwiznę – zamiast pomyśleć, jak rozwijać swoje dziecko, kupują zabawki, które za chwilę i tak się znudzą. A dzieciom to pasuje... Jedna zabawka się znudzi, będą apelować o następną, którą aktualnie „bawią się wszystkie dzieci”.

  Nie chodzi mi o to, że dzieci nie wolno rozpieszczać drogimi zabawkami – od czasu do czasu się należy. Chodzi mi o to, że dzieci jeszcze bardziej niż dorośli są podatni na czar reklamy. Pewnie dzieje się tak dlatego, że jeszcze nie rozumieją całego mechanizmu, którym rządzi się reklama. Gdy widzą uśmiechnięte dzieci bawiące się ciastoliną, też chcą być szczęśliwe bawiąc się ciastoliną. Nie ważne, że nie lubią plasteliny czy modeliny, które są w „działaniu” bardzo podobne do ciastoliny – ważne, że dzieciom w reklamie daje to taką frajdę, że dostają aż wypieków (namalowanych) na buziach.  

Brak komentarzy: