wtorek, 26 maja 2015

Pies - pająk, przyszłością reklamy

Ostatnimi czasy czytałem o czymś takim jak prankvertising. Jak można się domyślić, reklama w tym znaczeniu zamieszczona jest w tzw. pranku, tj. żartu - wkrętu zazwyczaj dla ofiary nie miłego. W związku z tym, że poprzedni mój post był na temat emocji pozytywnych, tak wspomniałem również o tym, że ostatni następny będzie o tych negatywnych, przerażających. Tak więc zacznijmy.
Jak już wspomniałem, strach, niepokój, groza – to właśnie te emocje stanowią teraz narzędzie promocji, po które sięga coraz więcej marek, aby skierować uwagę odbiorców na swoje produkty. Na pewno większość osób miała okazję zobaczyć psa-pająka, który był najpopularniejszym filmikiem na YouTubie w roku 2014. Filmik ten uzbierał jak na dzień dzisiejszy już 140 000 000 milionów wyświetleń, czaicie, jakby gdzieś tam na filmiku umieścić reklamę, to docieramy do przynajmniej kilku milionów odbiorców, to jest potęga. Oczywiście pisząc o tym można zarzucić że to nie jest prankvertisig tylko po prostu jutub, gdyż w filmie nie było reklam, ale przejdźmy dalej.

Głównym założeniem takiej metody konstruowania przekazu reklamowego jest z pewnością wywoływanie emocji. Zazwyczaj są to odczucia z kategorii strachu i przerażenia, odczuć których po prostu najchętniej nie chcielibyśmy nawet poznać. Jako pierwszy przykład podaję reklamę horroru "Carrie". Skoro jest wiadomo, że filmu nie można zaliczyć do komedii familijnych, to spot reklamujący musi być równie przerażający co film, a nawet, bardziej, to jest tzw. charakter scenariusz dostosowany do charakteru promowanego produktu. W przypadku tego filmiku zaaranżowano w jednej z nowojorskich kawiarni przedstawienie, w którym niczego nieświadomi klienci stali się świadkami telekinetycznych umiejętności pewnej wkurzonej dziewczyny. Całe to zdarzenie i przede wszystkim najróżniejsze reakcje jego świadków zostały uwiecznione na filmie, a następnie wrzucone do sieci. Dopiero po udostępnieniu filmu rozpoczyna się właściwe promowanie filmu. Na dalszy bieg sytuacji marka nie ma już wpływu – jeżeli spot jest wystarczająco dobry, szybko w sposób wirusowy zostanie rozpowszechniony w sieci, gromadząc coraz większe grono odbiorców, a więc potencjalnych klientów.


Innym przykładem tego typu reklamy może być spot firmy Nivea gdzie ofiarami zostali oczekujący w hali odlotów. Na ekranach telewizorów i na okładkach gazet czytanych przez inne osoby zobaczyli swoje twarze, co więcej w komunikatach głosowych informujących pasażerów, usłyszeli, że są poszukiwani przez służby lotniska. Dla zdezorientowanych i zestresowanych pasażerów wszystko stało się jasne dopiero w momencie, gdy podbiegły do nich osoby z walizkami zawierającymi dezodorant Nivea, który jak głosił napis jest "idealne rozwiązanie dla skutków stresującej sytuacji". Czyż nie śmieszne.

 

Warto omówić jeszcze jeden przykład reklamy, która porusza niestety problem etyki i dobrego smaku tego typu przedsięwzięć. Pewien Belg poprzez zaakceptowanie zaproszenia na Facebooku od nieznajomego, staje się ofiarą jego manipulacji, "złodziej" bo tak go nazwiemy, szybko uzyskuje dostęp do jego konta bankowego, ostatecznie kradnie jego tożsamość, czego skutki Belg odczuwa dość mocno. Rozwiązanie akcji ma miejsce w momencie, gdy pod domem mija się ze swoim sobowtórem-złodziejem. Okazuje się, że za całą tą sytuacją stoi bank – twórca kampanii społecznej, zwracającej uwagę na ochronę swoich danych osobowych w sieci. Inicjatywa jest jak najbardziej właściwa, gorzej z jej realizacją, gdyż wymagała ona naruszenia prywatności i wizerunku mężczyzny, będącego bohaterem spotu. Obyło się jednak bez pozwów sądowych.


Podsumowując, w czasach kiedy internet dominuje praktyczne we wszystkich dziedzinach życia, a nagrywanie takich pranków to żaden problem nawet dla przeciętnego użytkownika, umieszczanie filmików zawierających przekaz reklamowy będzie stawać się bardziej popularne. Tym bardziej, że lubimy śmiać się z ludzi,  jednocześnie identyfikować się z nimi i przeraża nas to, że to wszystko mogłoby dotyczyć nas.





Brak komentarzy: