wtorek, 19 maja 2015

Pieczone ziemniaczki i wolność słowa czyli: najbardziej denerwująca reklama?

Reklamy kojarzą się zazwyczaj z mniej lub bardziej irytującymi zabiegami wmówienia nam, że chcemy coś kupić, zrobić lub przeciwnie – nie możemy sobie na coś pozwolić. Trudno jest sobie wyobrazić coś bardziej denerwującego niż poniższa top3: 

1. Głupawe, ale viralowe reklamówki telewizyjne z kompletnie nietrafionym (i nietrawionym) podkładem muzycznym
2. Głupawe, ale mniej viralowe reklamy radiowe oferujący medykamenty na hemoroidy
3. Reklamy przeglądarkowe typu pop-out (których nawet przedstawiać nie trzeba, szczęśliwie adblock radzi sobie z nimi niezawodnie)

Jest jednak (odrobinę anachroniczna) forma reklamy, która jest dużo bardziej irytująca, zwłaszcza, że często w weekendy działa jak alarm budzika. W Polsce na szczęście występuje nadal sporadycznie, jednak w innych krajach takie metody marketingowe są szeroko stosowane... 

Sound trucks. Nazwa nie ma polskiego odpowiednika, lecz sound trucksy nie są niczym innym jak samochodami (najczęściej vanami) wyposażonymi w system nagłaśniający, zazwyczaj używany do odtwarzania nagranych już wiadomości (o wysokim poziomie głośności) podczas jazdy dookoła terenów mieszkalnych oraz dzielnic rozrywkowo-handlowych. Ten rodzaj reklamy w wielu krajach najczęściej jest wykorzystywany we wszelkich kampaniach wyborczych jako jeden ze sprytniejszych posunięć sztabu, ale bywa też oczywiście stosowany jako jeden z środków promocji produktów (jak na przykład w Polsce). Nas będzie interesował pierwszy przypadek, jako że jest znacznie barwniejszy - zwłaszcza na przykładzie Japonii, państwa "kultury szumu".

Skąd pomysł na tak niekonwencjonalną formę reklamy? Japońska prawo ściśle limituje dystrybucję plakatów (z powodu ograniczonej przestrzeni i ponadprzeciętnego zagęszczenia tzw. outdooru, zwłaszcza w centrum) oraz zasady tworzenia audycji i spotów wyborczych. Między innymi kandydat nie może kupować własnych reklam, wszystkie jego ogłoszenia są sponsorowane przez rząd i są silnie limitowane (format i ilość bannerów w gazetach, długość spotów i audycji w mediach). Z tego powodu jest to jeden z niewielu środków, jakie ma do dyspozycji sztab wyborczy, aby przedstawić swojego kandydata potencjalnym wyborcom i obejść surowe ograniczenia. 

Source: http://www.japan-talk.com/jt/new/why-Japan-is-loud

Taki sposób jest „asem w rękawie” głównie partii prawicowych, które bez żenady z niego korzystają, ale nie pogardza nim także skrajnie lewicowa Japońska Partia Komunistyczna. 

Jaki jest stosunek samych Japończyków do sound trucków (jap. gaisensha)? Nie trudno sobie wyobrazić ich niezadowolenie. Japońskie miasta – nie wspominając o urbanistycznym molochu jakim jest Tokio – same w sobie są głośne. Jak podaje Instytut Ochrony Środowiska Metropolii Tokio - poziom hałasu w centrum waha się pomiędzy 52 a 69 dB, natomiast w strefach podmiejskich natężenie wynosi między 46 a 65 dB. Dla porównania jak niepokojąca jest to skala warto wspomnieć, że 70 dB to dolny próg, który może spowodować niekorzystne zmiany w organizmie. Zaliczamy do nich zmęczenie układu nerwowego, obniżenie czułości wzroku, utrudnienia w zrozumieniu mowy, porozumiewaniu się, problemy ze snem i odpoczynkiem organizmu. Hałas nie wpływa szkodliwie jedynie na sam narząd słuchu, ale również na psychikę i układ nerwowy człowieka - warto o tym pamiętać. 

Source: http://en.wikipedia.org/wiki/Sound_trucks_in_Japan#/media/File:Japanese_political_sound_truck.jpg

Na osoby używające sound trucków często wpływają liczne skargi ze strony zirytowanych do granic obywateli. Trudno jest im się dziwić, tym bardziej mając na względzie fakt, że w Japonii różnego rodzaju elekcje odbywają się aż na trzech poziomach – lokalnym, prefekturalnym (odpowiednik naszych wojewódzkich) oraz państwowym – a każdy z nich przypada na inny okres. Można więc powiedzieć, że gaisensha znikają na bardzo krótko z japońskich ulic i regularnie się na nich pojawiają. Faktem, który potęguje niezadowolenie ze śliskiego sposobu promowania swoich kandydatów przez polityków jest to, że japońska policja przeważnie ignoruje taką działalność partii, pozwalając im swobodnie działać „w myśl wolności słowa”.

Oczywiście, „krzykliwe vany” (a musicie wiedzieć, że politycy zdzierają swoje gardła w niesamowity sposób) nie tylko są wykorzystywane w kampaniach wyborczych. Są także sposobem reklamy i promocji zwykłych produktów, usług czy lokalów. Nie jest wcale niczym rzadkim sytuacja, w której siedzimy na ławce w japońskim parku, a obok nas przejeżdża samochód reklamujący gromko i z niesamowitym entuzjazmem „pieczone ziemniaczki”. 

(sound truck w anime) source: http://likeafishinwater.com/2013/08/24/weekly-review-of-transit-place-and-culture-in-anime-55/

Szczęśliwie sound trucki są problemem coraz częściej zauważanym. Podważana jest także ich skuteczność, bowiem jaki stosunek do firmy (bądź polityka) korzystającej z tego typu reklamy będzie miał potencjalny konsument, jeśli w niedzielę o ósmej rano zostanie zbudzony gromkim komunikatem z megafonów o promocyjnych usługach przeprowadzkowych? Warto dodać, że niedziela często jest jedynym dniem wolnym dla wiecznie zapracowanych Japończyków, którzy opuszczają miejsca pracy nierzadko po dwudziestej pierwszej.

A co wy sądzicie o tego typu metodzie stosowanej przez sztab wyborczy? Jeśli chodzi o mnie, jestem przeszczęśliwa, że polscy politycy nie wpadli jeszcze na podobny pomysł. Cieszę się, że wszelkie bronkobusy i inne tego typu automobile kandydatów na prezydenta są, ku naszej uldze, nieme. Trzeba jednak pochwalić japońskich działaczy za kreatywność w próbie ominięcia limitów reklamowych w kampanii wyborczej. 

Brak komentarzy: