Nazwa sponsora na monachijskim stadionie jest doskonale widoczna. Źródło: www.uroplany.pl |
Jakiś czas temu pisałem o polskich stadionach piłkarskich,
które sprzedały prawa do nazwy sponsorom. Przykładów było kilka, ale Polska nie
jest przecież pionierem w tej dziedzinie. Za granicą od lat stosuje się podobne
formy reklamy. Wcale nie trzeba szukać daleko.
U naszych zachodnich sąsiadów –
Niemców, dwa największe po berlińskim obiekcie olimpijskim stadiony, czyli
areny Bayerny Monachium i Borussi Dortmund noszą nazwy firm ubezpieczeniowych.
Odpowiednio – Allianz Arena i Signal Iduna Park. Podobnie jak, być może, już
niedługo w Polsce na Stadionie Narodowym. Ale nie tylko firmy ubezpieczeniowe
są w Niemczech sponsorami posiadającymi prawa do nazwy stadionów. W
Gelsenkirchen arenę miejscowego Schalke 04 nazwano Veltins-Areną. Stało się tak
4 lata po otwarciu Areny auf Schalke, jak początkowo nazywał się obiekt. Po
podpisaniu umowy sponsorskiej z producentem piwa, nazwa została zmieniona i
funkcjonuje do dziś.
Na Emirates Stadium swoje mecze rozgrywa drużyna Arsenalu Londyn. Źródło: www.gram.pl |
Innym przykładem mogą być stadiony angielskie. Na Wyspach
Brytyjskich funkcjonują przecież Emirates Stadium (arena Arsenalu Londyn),
Etihad Stadium (obiekt Manchesteru City) czy Reebok Stadium (stadion Boltonu
Wanderers). Pierwsze dwie firmy to linie lotnicze, ostatnia z nich – Reebok, to
wszystkim znana korporacja produkująca obuwie i odzież sportową.
Firmy ubezpieczeniowe, energetyczne, linie lotnicze, wielkie
koncerny odzieżowe czy spożywcze. Łatwo można zauważyć, że sponsoringiem
stadionów zajmują się głownie duże firmy o sporych budżetach. Jest to z
pewnością związane z dużymi kosztami podobnych zabiegów marketingowych. To nie
jest sport dla maluczkich przedsiębiorców, w grę wchodzą grube miliony. Duża
liczba firm zainteresowanych tą formą reklamy pozwala założyć, że jest ona
skuteczna. Nie warto jednak zawsze kierować się chęcią zysku. Przekonali się o
tym włodarze Newcastle United, którzy postanowili zmienić 119-letnią nazwę
stadionu St. James Park na nazwę sponsora - Sports Direct Arena. Jak można się
domyślać, nie spotkało się to z aprobatą fanów zespołu. Ich stosunek do zmiany
idealnie obrazuje poniższy film, na którym widać, jak kibice Newcastle zrywają
z trybun szyldy sponsora i rzucają je na boisko:
Przeciwko takiej decyzji protestowali zresztą nie tylko fani
zespołu, ale także wszystkie media (poza, oczywiście, do bólu obiektywnym BBC),
władze miasta, a nawet parlamentarzyści! Kibice zorganizowali nawet ceremonię
pogrzebową stadionu, protestując w ten sposób przed usunięciem starej nazwy z
murów obiektu. Na nic się to jednak zdało, władze klubu wybrały pieniądze,
nawet kosztem niezadowolenia i protestów fanów. Do dziś stadion „Srok” nosi
nazwę sieci sklepów z odzieżą i sprzętem sportowym.
Tak wyglądał pogrzeb stadionu St. James Park zorganizowany przez fanów Newcastle United w proteście przeciwko zmianie nazwy obiektu. Źródło: www.nufc.pl |
Sprzedaż naming rights, jak nazywane są prawa do nazwania
własności, wydaje się być dobrym pomysłem, który przynosi korzyści obu stronom
takiej umowy. Jak z wszystkim jednak, również w tym przypadku trzeba pamiętać o
poszanowaniu tradycji i historii. Władze klubu Newcastle United postawiły na
chęć zysku, co nie przyniesie raczej dużych korzyści ani klubowi, ani sponsorowi.
Może nawet wywołać efekt odwrotny do zamierzonego, czyli świadome bojkotowanie
produktów sprzedawanych w Sports Direct przez fanów futbolu. Angielski
przypadek powinien być przestrogą dla wszystkich, którzy zysk przedkładają nad
tradycję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz