niedziela, 20 kwietnia 2014

Reklamowy stalking

Reklamy są wszechobecne, chyba nikt nie ma co do tego złudzeń. Każdego dnia, żeby nie powiedzieć każdej chwili, jesteśmy bombardowani przekazami reklamowymi. Śmiało można stwierdzić, że reklama stała się nieodłącznym elementem naszej codzienności, wrosła w rzeczywistość. Nie da się jej uniknąć. Włączasz telewizor – reklama (jeśli masz szczęście, zamiast na spot natrafisz na jakiś film lub program, który niestety za chwilę i tak zostanie brutalnie przerwany panią Basią przypominającą, że wkrótce majówka, więc aby nie zepsuć sobie wyjazdu, musisz koniecznie zabrać ze sobą Stoperan). Jedziesz samochodem i słuchasz muzyki w swojej ulubionej stacji radiowej, bo akurat masz chwilę, by chociażby w taki sposób się zrelaksować – nic z tego, firma X wprowadziła na rynek nowe superwygodne w aplikacji tampony i TY właśnie w TEJ chwili musisz się o tym dowiedzieć (nawet jeśli jesteś mężczyzną). Jak dowiesz się o tamponach to od razu przyjmiesz do wiadomości, że Bank Y obniżył oprocentowanie pożyczki, a w sklepie Z rozpoczęła się wyprzedaż. Jesteś w końcu konsumentem, musisz być odpowiednio poinformowany. Reklamy nie unikniesz przy okazji czytania gazety – nim ją otworzysz, ze środka wylecą wkładki reklamowe. Kiedy już je uprzątniesz i postanowisz przejść do delektowania się treścią artykułów, z pewnością przerzucisz stronę w ¾ zapełnioną reklamami. Ot, trzeba przywyknąć. Tak jak do tego, że aby obejrzeć 50 – sekundowy filmik na YouTube, najpierw należy przełknąć 30 – sekundową reklamę. Samo czekanie nie jest chyba największą katorgą, jakiej doświadczymy w Internecie. Mnie osobiście (i pewnie nie tylko mnie) do szału doprowadzają wyskakujące pstrokate okna, które zapełniają stronę i których (o zgrozo!) nie da się wyłączyć, bo „x”, czyli upragniona ikonka zamknięcia tego szatańskiego ustrojstwa przeskakuje z miejsca na miejsce po najechaniu na nią kursorem. Kto i po co to wymyślił? Przecież fakt, że reklama cały czas będzie obecna na ekranie, utrudniając mi życie, nie przyczyni się do tego, że dokładnie przeanalizuje, co tak naprawdę przesłania mi treść strony, do której próbuję przejść lub którą bezskutecznie chcę dojrzeć. Cały czas będę ją traktowała jako swoistego intruza, bo zakładam, że nie prezentuje ona nic wartościowego.

Nadszedł moment, kiedy większość z nas na czas przekazu reklamowego po prostu się wyłącza. W przypadku telewizji może to oznaczać tępe wpatrywanie się w ekran, w Internecie automatyczne zamykanie bądź „zwijanie” pojawiających się komunikatów. Stajemy się odporni na reklamy. Wiemy, że one są i tyle. Jeśli reklama nie jest szczególnie oryginalna, np. zabawna lub kontrowersyjna, po prostu do nas nie trafia. Otwieramy skrzynkę, czy to tradycyjną, czy to tę elektroniczną i po wyselekcjonowaniu ważnej korespondencji wyrzucamy (/usuwamy) wszystko pozostałe. Idąc ulicą spotykamy ludzi rozdających ulotki. Najczęściej albo ich unikamy, albo bierzemy tę ulotkę, ale raczej tylko po to, by oszczędzić im tego „wystawania” na ulicach, a nie by się dowiedzieć, co na tych ulotkach jest (chyba, że są to kupony zniżkowe :)). Nasze działania zwykle są odruchowe. Chcemy się bronić przed nadmiarem trafiających do nas informacji i po prostu obojętniejemy. Ot, przywykliśmy.



Brak komentarzy: