czwartek, 10 marca 2011

Reklamy obiadowe

Pora obiadowa w niedzielę. Dość często w tle leci włączony telewizor, ewentualnie radio. Cała rodzina siedzi przy stole. No, niekoniecznie cała, nawet jedna osoba wystarczy. I nagle z radia/telewizora leci urocza reklama na temat leku na wzdęcia, zatwardzenie lub hemoroidy... Czy naprawdę reklamodawcy muszą nam tak umilać porę posiłku?


Trafiona godzina

Chyba każdy z nas spotkał się z tym, że jedząc śniadanie/obiad/kolację znienacka słyszy reklamę jakiegoś specyfiku na układ trawienny lub jesteśmy zaszczycani informacją, że dane podpaski są zarąbiaszcze na „te dni”. Owszem, nic co ludzkie nie powinno nam być obce, ale czy naprawdę te reklamy muszą być, nie dość, że w takim ekstra pakiecie (standardowo po kolei są emitowane: hemoroidy, wzdęcia, zatwardzenie, tampony/podpaski dość rzadko zastępowane pieluchami) to jeszcze najczęściej są puszczane w porach, kiedy zwykły śmiertelnik coś je?


Reklama jest potrzebna, ale...

Naturalnie, że tego typu produkty należy reklamować. Towary muszą się sprzedawać, bez reklamy w dzisiejszym świecie ani rusz. Rozumiem również, że dane godziny emisji reklam są o wiele korzystniejsze dla danych producentów niż inne i w końcu jakoś to można przecierpieć. Wtedy jest największa oglądalność/słuchalność danego medium i po prostu opłaca się o danej godzinie puścić reklamę. Ale może chociaż oddzielić od siebie te produkty?


Funkcja edukacyjna?

Za niedługo dojdzie do sytuacji, że w jednym paśmie reklamowym przelecimy przez wszystkie choroby układu pokarmowego. Cyk! Następne pasmo – układ moczowy. I tak dalej, i tak dalej. Możliwe, że reklamodawcy dążą do wprowadzenia kolejnej funkcji spotów – edukacyjnej. Bo jeśli faktycznie stanie się tak, jak przewiduję, to nic, tylko posadzić dzieci przed telewizorem i niech się latorośl uczy co tam w człowieku siedzi. Lekcje biologii będą już zbędne, nasze pociechy będą znały się lepiej na chorobach i lekach na nie lepiej niż niejeden lekarz.


Dieta-cud

A tak na serio – może warto pomyśleć o innych porach i rozdzieleniu od siebie tego typu reklam. Po prostu w pewnym momencie staje się to niesmaczne. Jakaś osoba chce sobie z przyjemnością zjeść głupią kanapkę, a tu z telewizora słychać „Mamo, ja chcę kupkę!”. Możliwe, że są to działania mające na celu wpłynięcie na ogólne odchudzenie społeczeństwa, ale o ile się orientuję, w Polsce nie ma jeszcze tak wielkiego problemu z otyłością. Tak czy siak, osobom bardziej wrażliwym odechciewa się zjedzenia takiej kanapki i odczuwają pewien niesmak. Można by rzec, że media serwują nam prawdziwą dietę-cud. Jedna reklama i od razu tracisz apetyt.


Quo vadis, hemoroidzie?

Powstaje w tym miejscu zasadnicze pytanie – czy coś się zmieni? Czy przyszłość reklam obiadowych naprawdę rysuje się w tak nieciekawych barwach? Warto zastanowić się, czy nagromadzenie w jednym miejscu chorób i innych „przyjemności” w pewnym momencie nie zniechęci odbiorców do kupowania danych produktów. Jak na razie rozdzielamy dane specyfiki, ale może dojść do sytuacji, kiedy przestaniemy zwracać uwagę co właściwie jest reklamowane.


A Wy, drodzy Czytelnicy? Co myślicie na temat „reklam obiadowych”? Zauważacie je, czy już stały się dla was „przezroczyste”?

Brak komentarzy: