Z racji na swoje zboczenie zawodowe zawsze będą przyciągać mnie plakaty, gdzie pojawią się słowa: dance, taniec - ze wszelakimi swoimi przedrostkami. I mimo, że znam tę część rynku od podszewki, często łapię się na tym, że na dłużej zatrzymuję się przy plakatach, gdzie coś się dzieje.
Na takim plakacie najczęściej jest tancerz/tancerka - idealne ciało, wymyślna figura taneczna, modny taneczny look. Napisy duże, czcionka w miarę prosta (bez zbędnych zawijasów), jasna, wręcz neonowa! Dobrze, żeby był wypis technik tanecznych, minimum 5. Wyjątkiem może być plakat szkoły tanecznej o konkretnym profilu (taniec brzucha, balet, taniec towarzyski itd.). Jednak im więcej nazw typu: videoclip dance, show dance, latino, freestyle - nazw, które tak naprawdę amatorom nic a nic nie mówią, tym lepiej! Szkoła jest taka światowa, taka wszechstronna! Jeszcze jak zauważę gdzieś charakterystyczny znaczek Facebook'a, jestem wprost wniebowzięta! Ach, oni są nowocześni! Oni mnie poinformują i wcisną wszystko na moją "tablicę"!
Takich ochów i achów wydawałam z siebie ostatnio bardzo dużo. Jednak ostatnio zauważyłam, że każda szkoła taneczna ma tych samych tancerzy. Ta sama stylizacja, ekspresja...
Hmm. A jednak łapię się na to - ja tancerka, ja założyciel własnego projektu tanecznego. Dlaczego?
Załóżmy, że jestem nieśmiałą "szarą myszką", z dodatkowymi kilogramami, może niekoniecznie zdrową cerą, nijaką fryzurą. Chcę coś zmienić w swoim życiu, obrócić koło fortuny o 180 stopni. Myślę: zapiszę się na tańce! Będę taka, jak te z You Can Dance. W końcu ludzie mnie zauważą. I kiedy przemykam się cichcem przez ulice, natykam się na słup, skąd atakuje mnie taki plakat. Widzę idealną dziewczynę, szczęśliwą, pełną energii, piękną. Obok ma wypisanych sto różnych technik tanecznych - pewnie je wszystkie zna. Szarpię się na drogi dres, sportową torbę i w te pędy stawiam się w danej szkole tanecznej. Udało im się, mają mnie. Właśnie wmówili mi, że będę tak kolorowa, tak wszechstronna i tak idealna jak ich plakat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz