sobota, 21 marca 2015

Mówią, że człowiek ma dwie twarze, Grey pięćdziesiąt, ile twarzy ma reklama?

Źródło:

             Od pewnego czasu, dobrze znany wszystkim – często nie z wyboru – film „Pięćdziesiąt twarzy Greya” zagościł w codzienności ludzi na całym świecie. Mimo że minął już największy „boom” na tę produkcję, warto wrócić i przeanalizować nie samą treść filmu, ale reklamową zabawę, jakiej pozazdrościć mógłby jej każdy inny utwór. Jednak na początek małe wprowadzenie dla tych, których szczęśliwie (lub też nie) ominęła ta pozycja. Powieść autorstwa E.L. James wydana w roku 2011, w Polsce miała swoją premierę ponad rok później. Fabuła opiera się historii studentki i młodego biznesmena, których łączą nietypowe stosunki. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego historia sprzedała się jak świeże bułeczki, a po zapowiedzi jej filmowej adaptacji, książki zaczęły masowo znikać z półek?

             Zapewne wszyscy słyszeli o „tym Greyu” i mimo wcześniejszych zapewnień, które można sformułować w sposób -„ja wcale tego nie obejrzę”, przynajmniej część z nich pod wpływem presji otoczenia oraz reklamy, zdecydowała się sięgnąć do tej historii. Nie powstrzymała ich nawet fala negatywnych opinii o produkcji. Uważam, że ogromną rolę odegrała tutaj promocja, zarówno pozycji książkowej jak i filmowej, nie można ukryć, że pojawiający się "co chwilę" zwiastun filmu podczas spotu reklamowego, zaszczepiał w ludziach ciekawość. Nie mogę nie wspomnieć o Internecie, gdzie przez ostatni miesiąc Grey zagrzał sobie miejsce. Zarówno na portalach społecznościowych typu Facebook, jak i na stronie Youtube’a, gdzie miliony ludzi każdego dnia, sięgają po swoją ulubioną muzykę, trailer filmu, był automatycznie wrzucany w ich „okienko”. Bez znaczenia, o jakiej porze dnia sprawdzałam informacje – Grey tam był, czekał i prosił o trochę uwagi, i podejrzewam, że niejedna kobieta (a może i mężczyzna!) skusiła się, by sprawdzić, co kryje się pod hasłem, które okrążyło świat i podzieliło ludzi na przeważnie dwie grupy – fanów i hejterów. Nie zawaham się powiedzieć, że przez ostatni miesiąc reklama „Pięćdziesięciu twarzy Greya” męczyła mnie z każdej strony. Włączając telewizję, przeglądając Internet, mijając bilbordy, na których główni bohaterowie bez wątpienia przyciągali uwagę podróżnych, słuchając kolejnych konkursów w stacjach radiowych, czy też przeglądając mój ulubiony magazyn, czułam na sobie presję reklamy. Do kumulacji doszło w momencie, gdy spotykając się ze znajomą, której nie widziałam od lat, zobaczyłam w jej rękach plakat reklamowy i usłyszałam pełne ekscytacji „Muszę pojechać na Greya”. Wtedy powiedziałam „dość”. Miałam wrażenie, że niedługo otworzę lodówkę i wyskoczy z niej Jamie Dornan, odtwórca roli Christiana Greya.

            Cała ta sytuacja, w mojej opinii, pokazuje siłę reklamy i to, jak bardzo jesteśmy podatni na jej wpływ. Zachęta przyjaciół to jedno, a stale goszczący w mediach przekaz – drugie. Spotkałam się z komentarzami, iż sam film na pewno nie jest wart reklamy, jaką mu zrobiono. Być może i Grey znika na chwile z pola widzenia, ale zastanawiam się czy w oczekiwaniu na kolejną część, powinniśmy obawiać się wizerunku głównych bohaterów na opakowaniach od mleka czy kawy, po które, cóż, sięga przecież każdy człowiek.

źródło: besty.pl

Brak komentarzy: