Irytacja. Zza uchylonego okna dochodzą dźwięki szczekaczki, która oznajmia wszem i wobec o nowych możliwościach kredytowych w Jelenium. No to pospane, wymarzony początek dnia. Dzień bez reklamy. Piękne marzenie i próżne hasło.
Dziś także mnie dopadnie choć bym nie wiem jak się wzbraniał. Ok. Podejmę walkę. Pierwsze uderzenie - nie włączę dziś niczego – ni radia, ni telewizora, ni internetu. Hmm, pozostają gazety. Eh, tych także nie przeczytam bez nadziania się na jakąś reklamę. Te już krzyczą od pierwszej strony. Bierz i wygraj. Kup najnowsze przęsło tudzież kultywator bądź inną glebogryzarkę.
No dobra może wyjdę na miasto, by nie osowieć pośród czterech ścian. Niestety tu wróg jest wyśmienicie okopany. Tu baner, tam LED. Jeszcze ci z tymi ulotkami w ręku. Grozisz mi?! O zgrozo, weź pan/pani to ode mnie. Dobra, mała dezercja - ulżę mu w cierpieniu, będzie miał nieco lżej. Ten świstek i tak wyląduje w najbliższym spotkanym przeze mnie koszu.
Gdzie by tu, co by tu… poddaję się. Nie mam nawet mikroskopijnych szans by jej uciec. Jest wszędzie. Skutecznie wypełnia życiową przestrzeń. Udam ignoranta. Że niby nie dociera do mnie a ja nie jestem podatny. Tylko dlaczego mam w ręku dokładnie to a nie inne piwo? Przypadek, los, promocja? Zasnę. Może tu jej nie spotkam. Rozwiązanie impasu się przyśni bądź nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz