Football
casuals, co to? W wielkim skrócie to dress code kibiców prosto Wysp
Brytyjskich. Zjawisko ma swoje początki w latach 80 ubiegłego
wieku. Pierwsza kibicowska grupa casuals powstała w szkockim
Aberdeen. Dla angielskich hoolsów to „złoty” okres. W tamtych
czasach miały miejsce największe i najtragiczniejsze bójki. Nic
więc dziwnego, że policja polowała na kibiców poza tzw. match
day. Tu zaczyna się historia kibicowskiego stylu oraz początek dla
ogromnego rynku zbytu dla wielu marek. Pomysł ówczesnych kibiców
był prosty – inwestycja w droższe marki, pomieszanie stylu
sportowego z elegancją co odciągnęłoby od nich uwagę policji.
Pomysł tym bardziej przewrotny, bo angielscy kibice wywodzą się z
klasy robotniczej, która w okresie thatcheryzmu i post-tatcheryzmu
lekko mówiąc była niezadowolona z sytuacji ekonomicznej w
państwie. Zmiana stylu, czyli pomieszanie ekskluzywnych marek
sportowych z tym kojarzącymi się ze znienawidzoną klasę średnią
nie tylko zdezorientował policję, stworzyło to również nową
grupę docelową dla takich firm jak Burberry czy Ralph Lauren.
No
właśnie, co z „kejżualowymi” markami? Jest ich masa, są
jednak dość specyficzne. Polówka? Fred Perry (wcześniej kojarzony
z subkulturą skinhead i modsami). Kurtka? Stone Island (poza Europą marka uwielbiana przez środowisko gejowskie) lub Merc London. Sweter?
Lyle and Scott. Buty? Adidas. Laik pomyśli „Pff, co to ma
wspólnego z reklamą?”. Ano ma sporo. Każdy klub Premier League
ma 10 do 20 tysięcy wiernych fanów... wiernych idei football
casuals. Zespołów jest 20. To sprawia, że w samej Premier League
daje nam to od 200 do 400 tysięcznego rynku zbytu... a nie można
przecież zapomnieć o niższych ligach! W samej Anglii takich ludzi
jest około miliona. Milion osób którzy sami wybrali daną markę,
bez żadnych reklam, wyłącznie na zasadzie kontrastu. Marki, które
reklamowały się jako ekskluzywne zostały na przekór wybrane przez
tych biedniejszych. W ciągu 30 lat podczas gdy większość firm
zignorowało kibiców, niektóre z nich zaczęło wykorzystywać
nowych konsumentów i oparły swoje kampanie na wykorzystaniu
wizerunku "hoolsów". Przykładem może być walentynkowa
kampania firmy Puma oparta na typowo kibicowskim wykonaniu znanych
piosenek o miłości.
Akcje reklamowe jak ta czy powstanie takich firm jak Peaceful Hooligan pokazuje, że grupy kibicowskie to w tej chwili łakomy kąsek dla przemysłu "modowego". Ten tekst nie jest próbą indoktrynacji. Dla większości kibice pozostaną troglodytami. Nie można jednak odmówić im potencjału zarówno reklamowego jak i rynkowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz