niedziela, 20 maja 2012

Zakazane reklamy – czy słusznie?


W swoim dzisiejszym wpisie skupię się na reklamach, które nie zostały dopuszczone do emisji telewizyjnej. Spróbuję  wyrazić swoje subiektywne zdanie w tej sprawie odnoszące się do postępowanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Pierwszą reklamą, którą poddam analizie jest jeden z wielu spotów prezentujących napój pobudzający Red Bull. W zamieszczonym poniżej filmiku widzimy nawiązanie do scen biblijnych, a konkretnie do przybycia trzech króli w celu wręczenia darów nowo narodzonemu dzieciątku. Twórcy reklamy poruszyli tematykę bardzo, ale to bardzo kontrowersyjną. Sam również nie dopuściłbym tej reklamy do emisji. Religia jest sprawą bardzo osobistą i nawiązywanie do niej w sposób, że przybył kolejny król z nowym darem (puszką napoju Red Bull) ugodziłoby w uczucia wielu osób, dla których wiara jest rzeczą w życiu bardzo istotną. Tak więc nawiązywaniu do motywów religijnych w reklamach ja mówię stanowcze NIE!


Teraz skupię się jednej z zakazanych reklam amerykańskich, prezentujący jeden z wytworów wielkiego koncernu Coca- Cola, a mianowicie Coca Colę Zero, bez zawartości cukru. Rzekomy „cukier” pojawia się na ekranie w dziesiątej sekundzie spotu i od razu zwraca uwagę odbiorcy. Sceny z jego udziałem, które twórcy reklamy zdecydowali się zaprezentować kojarzą się zdecydowanie jednoznacznie – po prostu ze scenami łóżkowymi. Ta reklama jest dość zabawna i nie wygląda groźnie, ponieważ szansa, że obrazki w niej zaprezentowane zostaną zrozumiane przez małe dzieci jest niewielka. Z drugiej strony, jeśli mamy dbać o aspekty moralne, to może być ona orzeczona jako „zagrożenie”. Wszyscy będą się z niej śmiać, bo przekaz jest według mnie zrozumiały. Jednak użyty w niej język przesądził według mnie o tym, że spot nie został wyemitowany. Słuchając zawartych wypowiedzi po prostu nie da się nie zrozumieć jego treści. Moim zdaniem mógłby on jednak być spokojnie pokazywany.



O ile wspomniany powyżej spot reklamowy kojarzy się z elementami współżycia dwojga ludzi, to zamieszczona reklama prezerwatyw marki Durex bije ją na łeb, na szyję. Już na pierwszy rzut oka widać, że jej pomysłodawcy nie zamierzali niczego owijać w bawełnę. Złożona jest z samych obrazów, dialogu ani monologu w niej nie doświadczamy. Bez ceregieli zaprezentowano w niej, do czego się odwołuje afiszowany produkt. Igraszek jest jednak za dużo i w pewnym momencie jej oglądanie staje się niesmaczne. Decyzja o niewydaniu pozwolenie na emisję tego spotu moim zdaniem była jak najbardziej słuszna. 



Kryteria wiążące się z wydaniem pozwolenia na emisję danej reklamy są ściśle regulowane prawnie. W tym wpisie postawiłem się jednak nie w roli prawnika, a przeciętnego odbiorcy. Uważam, że każdy może sobie pozwolić na odrobinę fantazji, lecz trzeba uważać, żeby nie przekroczyć pewnej granicy dobrego smaku. Ona jest bowiem bardzo cienka i jej naruszenie może spowodować utratę części swoich klientów. Jeśli jednak reklama jest „sucha”, to tym bardziej i szybciej przepadnie ona w mediach jako jeden z wielu elementów codziennej rzeczywistości. Swoją opinię w tym temacie podsumuję jedną sentencją: „kto nie zaryzykuje, ten nie będzie miał”.


Brak komentarzy: